--6--

1.7K 124 21
                                    

(Ósmy kwietnia. Czwartek)
[Katsuki]

-Mghm... Moja... głowa...- Jęknąłem z bólu nie ruszając się z miejsca. Wolę się nie ruszać, jest szansa, że ojciec nie przyjdzie by mi dokopać... 

Chwila... Ojciec... Izuku...

Otworzyłem oczy widząc, że jestem gdzieś. Nie wiem gdzie. Jasny pokój, białe meble, błękitne ściany...

Podniosłem się ledwie do siadu. Całe prawe ramię mam zabandażowane i nie mogę ręki podnieść. A z lewą nogą nie jest lepiej. Próbowałem wstać i powoli robiłem kroki kierując się do drzwi. Wyszedłem na korytarz utykając i rozpoznałem to miejsce. Jestem u Izuku... Szedłem za zapachem Alfy, który prowadził mnie prosto do kuchni. Dosłownie tak, jakby specjalnie go dużo wytwarzał, bym wiedział gdzie on jest. 

Nie pamiętam nic od momentu jak Izuku przyszedł do mojego mieszkania...

-Izuku..?

-Katsuki? Nie powinieneś wstawać, a tym bardziej chodzić.- Skarcił mnie, od razu podchodząc i podnosząc mnie na ręce. Posadził mnie na krześle barowym przy wyspie kuchennej.- Jak się czujesz?

-Boli mnie głowa, ręką nie mogę ruszać praktycznie a z nogą tak samo jak ramieniem.

-A no wiesz... psychicznie?

-Dobrze... czemu pytasz? Praktycznie nic z wczoraj pamiętam. Ostatnie co pamiętam, to jak tam mnie przytuliłeś... I przed tym, że wybiegłem z domu i od kogoś do ciebie napisałem. Te dwie sytuacje tylko pamiętam.

-Z kim mieszkałeś?

-Z Ojcem...- Powiedziałem cicho. 

Mieszkałem..? Co się wczoraj stało do cholery?!

-Znalazłem cię w momencie, gdy on chciał cię zgwałcić...- Przyznał cicho a mi się aż słabo zrobiło.- Pobiłem go do nieprzytomności a ciebie zabrałem do siebie. Przyznałeś mi potem, że to on cię bił, a na mieście zaczepiają głównie o długi. Mój lekarz jak przyszedł do domu stwierdził, że masz stłuczoną kostkę, złamane jedno z żeber a w dodatku jedną z ran na ręce musiał ci zszyć. Cud, że zakażenie ci się w nie, nie wdało. Bałeś się też wszystkich. Dosłownie każdego nie licząc mnie... Miałeś szok po urazowy...

-C-co...- Szepnąłem mając problem uwierzyć.- T-to prawda... bił mnie i wyzywał, ale nigdy nie chciał zgwa...łcić...- Szepnąłem opuszczając wzrok.

Często mi tym groził... Ale nigdy nie chciał tego dokonać!

-Powiedziałeś do tego faceta "tato", brązowe szpiczaste włosy, alfa.

-To on... Co potem robiłem..?

-Głównie spałeś. Obudziłeś się o dwudziestej, dałem ci leki uspokajające i poszedłeś spać. Dzięki nim pewnie teraz nie panikujesz.

-Możliwe.- Przytaknąłem wstydząc się patrzeć mu w oczy.

-Przez sen...- Zaczął cicho i delikatnie.- Prosiłeś, by twoja mama, cię nie zostawiła... Mógłbyś mi powiedzieć o co chodzi?- Dokończył, jednak gdy zobaczył zbierające się w moich oczach łzy, od razu się wycofał.- Znaczy nie musisz! Nie powinienem nawet pytać.

-Moja mama zginęła w wypadku samochodowym.- Powiedziałem pustym głosem.- Zmarła praktycznie na moich rękach... miałem wtedy pięć lat. Wracaliśmy ze szkoły... Chciała mi kupić zabawkę w nagrodę i wjechał w nas kierowca. Centralnie w mamę... Mi się praktycznie nic nie stało. Miałem lekki wstrząs mózgu, złamaną nogę i dużo siniaków, za to ona liczne obrażenia wewnętrzne, rozciętą głowę i dziurę w brzuchu... Często mi się to śni...- Przyznałem cicho, czując, że nie kontroluję już łez ściekających mi po policzkach.- Od tamtego momentu tata stopniowo się zmieniał. Znienawidził mnie i uważał, że to moja wina, że zmarła...

~Uratowany [DekuBaku] (A/B/O)Where stories live. Discover now