Rozdział 15.

2.7K 280 93
                                    

Keller

W skali od jednego do dziesięciu, moja ekscytacja plasowała się mniej więcej pomiędzy dziesięć, a dziesięć i pół. Moja żona, która uparcie twierdziła, że nigdy się ze mną nie zakumpluje, właśnie siedziała przy swojej toaletce i robiła makijaż na naszą randkę. Co było w tym ekscytującego? Otóż była w samych majtkach i jadła burgera z frytkami, którego kupiliśmy w drodze do jej mieszkania. Nic nie mówiła, ja też siedziałem cicho. Ale atmosfera pomiędzy nami była czysta, żadnego niepotrzebnego napięcia, złości, czy czegokolwiek negatywnego. Tylko my, jedzący fast foody w jej sypialni. Kurwa, to było zajebiste. Autentycznie zajebiste.

— Chcesz frytki? — zapytała, malując na powiece czerwoną kreskę. — Ja nie dam rady.

— Czyli to już ten etap związku, gdzie za ciebie dojadam? — zakpiłem, choć wcale nie złośliwie. — Rzuć mi je — dodałem, zapychając usta ostatnim gryzem hamburgera.

Veira przewróciła oczami, ale nie odgryzła się w żaden sposób. Rzuciła mi frytki, które zręcznie złapałem. Nie było ich wiele, więc uwinąłem się z nimi w mgnieniu oka. Byłem najedzony, zadowolony i podekscytowany. Mieszanka iście zajebista.

— Byłam u Caela — powiedziała niespodziewanie Veira. — Dałam mu informacje na temat tej nowej terapeutki Cadenzy a on dał mi mapę z wskazaniem lokali należących do Stevena.

— Burdeli? — zapytałem. Na samą myśl o tym kutasie robiłem się niespokojny.

— Tak, jest ich dwadzieścia osiem, a ja nie mogę się pogodzić z tym, że to Cael je odnalazł a nie my — rzuciła ze złością. Odłożyła to coś czym robiła na powiece kreskę i spojrzała mi prosto w oczy. — Jak on to, kurwa, robi, co?

Wzruszyłem ramionami. Cael był... Cóż, no był dobry. Skupił się na karaniu tych, którzy zdecydowanie na to zasługiwali. Każdy, kto dotkną kobiety bez jej woli, kto skrzywdził dziecko... Kurwa, we mnie to również budziło potwora. Byłem jaki byłem, miałem swoje odchyły i lubowałem się w naprawdę pojebanych rzeczach. Ale żeby dotknąć dziecka? Zmusić kobietę do seksu? Nie, kurwa. To było godne kary. A raczej mordu i Cael miał moje stuprocentowe poparcie w zabijaniu gwałcicieli i pedofilów. Na stos z tymi kurwami.

— Myślę, że to przez jego ojca i siostrę — gdybałem. — Jego stary to zwyrol, więc może widział, jak robi krzywdę jego matce i przez to tak się zajawił na mordownie tych pojebańców? Do tego Cadenza i ten stary fiut, którego miała poślubić. Gwałcił ją przez dwa lata trwania ich narzeczeństwa.

— Zabiła go, prawda?

— Kurwa, no! — podniosłem się z miejsca. — Poleciałem wtedy z Zeną i Rin do Włoch, w teorii na ślub Cadenzy a w praktyce miałem zabić tego skurwiela. Gdyby Cael go zabił, jego stary szybko by się go pozbył i skazał Cadenzę na jeszcze gorszy los. A ja... Ja mogłem sobie zrobić co chciałem i nigdy by mnie nie znaleźli. Cadenza podziurawiła go nożem, tuż po weselu a potem chciała się zastrzelić, ale Cael zdążył ją odepchnąć. Od tamtego wydarzenia jego ojciec chciał ich oboje powiesić. — Położyłem się z powrotem na materacu. — Cael zabił ojca a potem zwiali do Miami, bo mieli z Zeną sojusz. Cael zapewnia im bezpieczeństwo, Zena go kryje. Mamy przez to na pieńku z Włochami, ale cóż zrobić. Czasem tak bywa.

— No cóż — mruknęła Veira. — Dobrze, że jest po stronie Zeny. Jest dobry w tym co robi. Nie doceniłam go na początku.

— A co dowiedziałaś się o tej jego lasce?

Uniosłem głowę, by spojrzeć na moją żonę. Malowała rzęsy. Gdy skończyła prawe oko, spojrzała na mnie z kpiącym uśmiechem. Miała ładny kpiący uśmiech.

Ruby. Bloody Valentine +18Where stories live. Discover now