• III •

251 28 63
                                    




zrobi się... em... nieco gorąco w pewnym momencie rozdziału, więc ostrzegam.

           Kiedy Lily Luna Potter miała dziewiętnaście lat, była nieokiełznanym tornadem nieznającym swojej potęgi. Niekontrolowanie porywała wszystko i wszystkich w wir własnej cudowności. Oczarowywała roztaczaną przez siebie intensywną pasją i chęcią do działania. Potrafiła być wszędzie, wypełniała sny i zmysły, pochłaniała umysły. Wszystko to robiła nieświadomie, nie zdawała sobie z tego sprawy i nie było to z jej strony działanie celowe.

          Adrastos Flint od lat pozostawał jej najszczęśliwszą ofiarą i nie planował uciec spod obezwładniających wirów jej osoby i miłości.

Dwudziestosiedmioletnia Lily Luna Potter nieprzerwanie pozostawała intensywnym tornadem pełnym potęgi, ale zdawała sobie z niej sprawę, co czyniło ją o wiele groźniejszą i niebezpieczną przeciwniczką. Jeżeli ktoś zachodził jej za skórę, z pełną świadomością kierowała na niego swoją duszącą, przytłaczającą siłę i nie pozostawiała nawet mikroskopijnych resztek. Wiedziała, czego chciała i jak to osiągnąć, idąc naprzeciw przeciwnościom losu z uniesioną głową i wychodziła z tego starcia zwycięsko. Od zawsze była pewną siebie i niezależną kobietą, ale wraz z wiekiem te cechy nabrały na sile i zostały pozbawione jakichkolwiek wątpliwości, nieśmiałości. Nie pozwalała się stłamsić lub spalić, bo to jedynie robiło ją mocniejszą, bo odradzała się niczym feniks z popiołów.

Kiedy stała na środku stworzonego przez siebie sklepu i rozkazywała swoim pracownikom, przypominała Adrastosowi tego samego lwa, którego reprezentowała przez siedem lat w Hogwarcie.

Przez lata irytowało ją to, że nazywał ją kotem, myśląc że miało to charakter uwłaczający, infantylizujący. Zdawała zapominać, że lew także był kotem i Adrastos z chęcią zachęcał ją do potężnego, onieśmielającego ryku.

Adrastos szczęśliwie i całkowicie dobrowolnie planował zostać jej idealnym mężem trofeum.*

— Adrastos! — Zawołał Hugo Weasley, gdy tylko zauważył wchodzącego do sklepu Flinta. Stał przy kasie i odbierał właśnie zamówienie od starszej czarownicy z ogromną tiarą na głowie.

Weasley pracował w Zwierciadle Pragnień niemal tak długo, jak trwał związek Lily i Adrastosa. Został zwerbowany jeszcze zanim wpadli na pomysł nazwy i jedyne, co mieli to marzenie. Okazało się, że praca razem z Jasmine U Nieśmiała była tragicznie nieproduktywna, bo zamiast obsługiwać klientów obściskiwali się po kątach gorzej niż, gdy mieli naście lat.

Przybili piątkę i poklepali się po plecach.

— Jest Lily? — Zapytał nieco napiętym głosem i wytarł delikatnie spocone dłonie o kurtkę. Miał potworną ochotę na wiśniowego lizaka, ale przestał je nosić przy sobie, żeby Cherry nie wyrosła na kieszonkowca, bo prędkość i precyzja, z którą wykradała mu je z kieszeni, były wysoko niepokojące.

Na całe szczęście wiedział, że Lily trzymała opakowanie na czarne godziny w zamykanej zaklęciem szafeczce w swoim biurze.

Weasley spojrzał na wiszący na ścianie zegar.

— Za chwilę powinna skończyć konsultację — oznajmił i wrócił do obsługiwania klientki. Szybko odbębnił wszystkie formalności i przesadnie radosnym tonem zaprosił do ponownych odwiedzin. Gdy tylko kobieta zniknęła z linii ich wzroku, natychmiast przybrał zmęczony wyraz twarzy. Przetarł twarz dłońmi i zlustrował Flinta wzrokiem. Zmartwiony zmarszczył brwi. — Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

• WISIENKA NA TORCIE •Where stories live. Discover now