Olivia i mała część jej historii

Start from the beginning
                                    

-Ehh. Niech ci będzie. Tak paliłam.

-Mówiłem ci żebyś już rzuciła to cholerstwo.- westchnął. No ale co ja poradzę?- Chociażby próbowałaś?

-Oczywiście- że nie. Dodałam w myślach. Wiecie jak to jest. Jak się raz zaciągnie, to dalej trudno to rzucić. Ale to i tak najmniejszy problem w moim życiu. Przybrałam poważny wyraz twarzy.

-Kocham cię.

-Możesz mi to powtarzać milion razy, a i tak nie będę miał dość.- pocałował mnie namiętnie w usta. Naparł na mnie ciałem. Wsunęłam moje jak zawsze lodowate ręce pod jego koszulkę. Ma taki twardy brzuch. David przerzucił nas tak że ja leżałam na plecach, a on podpierał się nade mną na łokciach.


*Olivia*


Nie wiem jak to zwerbalizować. Bo jak mam mu to powiedzieć? Ehh. Jakoś będzie. Najwyżej tak to wszystko wybełkotam że nic nie zrozumie. Oczywiście pominę parę rzeczy. Bo po co mu na razie wiedzieć że.. Nie! Bo się zapomnę!

-Hmm. Od czego zacząć? Może od tego że jakieś dwa lata temu, jak miałam 15 lat, miałam chłopaka. Na początku... Wiesz jak jest na początku nie? Milion kwiatów. Cały czas gdzieś wychodziliśmy, i tak dalej.. No było pięknie. On był wspaniały. Aż w końcu, umówiliśmy się już późnym wieczorem na spacer. Nat oczywiście była zaniepokojona. Wiesz nigdy nie wychodziłam po 21. A jeśli to tylko z Nat.-widząc że chce mi przerwać uniosłam rękę w geście uciszenia.- Nie przerywaj. Dlaczego nie wychodziłam, kiedyś może ci powiem... Więc po wybłaganiu Nat poszłam w umówionym miejscu. Do małego parku. Wiesz. Usiadłam na ławce i czekałam. Cały czas miałam kontakt z Nat. Cały czas była włączona rozmowa. Tak w razie czego. Nat od zawsze byłą przewrażliwiona. A jako że tamtego nie lubiła, to było jeszcze gorzej. Siedziałam aż w końcu przyszedł. Wiesz jak na początku. Buzi, co tam u ciebie i tak dalej.. Po 30 minutach spaceru.- zaczął drżeć mi głos. Zamknęłam oczy i jeszcze bardziej się w chłopaka wtuliłam.- Uderzył mnie. I to po prostu z pięści. Nie zliczę ile razy.- łzy zaczęły płynąć strumieniami po moich policzkach. Jak dobrze że jednak nie zrobiłam makijażu. Chłopak spiął mięśnie, po czym jeszcze bardziej mnie przytulił, delikatnie całując czubek mojej głowy.

-Jeśli chcesz nie mów. Nie musisz tego robić.- pokręciłam głową. Musze mieć to za sobą. Jak plaster. Raz a dobrze. Raz a wszystko. Raz ale boleśnie. To jest najlepszy sposób na takie rzeczy. Tylko tak daje radę. Nie mogłabym powtarzać tej rozmowy. To by powili zabijało moją psychikę.

-Uderzał mnie w brzuch, w twarz. Kopał mnie. Robił to dużo razy, ale.. ale słabo. To było jeszcze bardzi..bardziej bolesne. oczywiście nie odb..odbyło się bez jęków. A jak to Nat ma w zwyczaju, zjawia się w wielskim stylu. Gdy już leżałam na zie..ziemi w kałuży własnej krw..krwi, zobaczyłam Nat. Widziałam taką furię w jej oczach. Jak nigdy. Jeszcze byłam przytomna. Słyszałam jego śmiech. Docinki Nat. Przekleństwa. Wyzwiska. Widziałam jak okłada go pięściami. Jego zdziwienie w oczach. Jej krzyk. Jego jęk. Upadające ciało. Wdziałam że był nieprzytomny. Ale Nat nie przestawała. Okładała go, z każdym uderzeniem coraz mo..mocniej. I już nic więcej nie pamiętam.- zrobiłam przerwę aby się jeszcze bardziej rozpłakać.- A mi się wydawało że mnie kochał. Ja się w nim zauroczyłam. Tak mu wierzyłam. Nat mówiła. Ona mnie ostrzegała. Ona wręcz nakazywała mi abym przestała. Ale wie jaka jestem uparta. Ten raz się jej nie posłuchałam! A jak cierpiałam! Jak na mojej psychice to siadło! Ja nie potrafię!- teraz to ryczałam jak bóbr. On głaskał mnie po głowię i pocieszał. Mówił że jest dobrze. Że już tak nie będzie.- Gdy tylko kogoś polubię. Zaczynam komuś bardziej ufać. To po prostu powraca! Te koszmary! Sny! Przeczucia! Ja tego nie wytrzymuję. I to tak jest cały czas! Ja czasem mam tego dość. Mam chęć aby to wszystko zakończyć. Żeby nie cierpieć. Ale potem widzę Nat. I jest dobrze. Ale to nie jest stałe. Ja nie jestem stała. Raz jest dobrze. A chwilę potem nie jest! Ja nie jestem. Ja jestem.. beznadziejna. Nieużyteczna. Bo kto by chciał, taka dziewczynę. Z takimi problemami. Ba! Żeby to był mój jedyny problem! Ja mam miliony problemów! Ale nikt nie potrafi nam pomóc. Mi i Nat. bez Nat ja nie wiem co bym zrobiła. Ja bym nie żyła! Ja.. Ja...

-Ćśś.. Jest dobrze. Jest dobrze. Ja ci tego nigdy nie zrobię. Pomogę ci. Proszę. Nie płacz.


*Nathalie*

***

Nasz koszulki leżały na podłodze. David zabierał się już o ściąganie moich spodni gdy naglę drzwi do mojego pokoju otwarły się z hukiem a w nich stała Olivia z Nathanem, trzymając się za ręce. Oczywiście wszyscy spiekli raka. Oprócz mnie. Ja się takich rzeczy nie wstydzę. Nieproszona para, która wtargnęła do pokoju, szybko pisnęła i uciekła zamykając przy tym drzwi z hukiem. Nie zdążyłam się przyjrzeć, ale wiem że Olivia płakała. Ale to normalne. Jak takie rzeczy się wspomina. Ale nie zapomnę ich min. Zaśmiałam się głośno. David popatrzał się na mnie z iskierkami w oczach. Spojrzałam na zegarek.

-O kurwa! Za 20 minut odjeżdżamy!

Szczęśliwy przystojny pech✔Where stories live. Discover now