Rozdział 5

12.2K 1.1K 301
                                    

— Może zaprosisz Russella na którąś niedziele do Nas na obiad? 

River zatrzymała się w miejscu i rzuciła podejrzliwe spojrzenie w kierunku Vincenta. 

— Russella?

—  Tak. 

—  Russella? Mojego chłopaka?

—  Tak. 

—  Tego z którym miałam się nie spotykać? 

—  Tak. 

— Mówimy o tej samej osobie?

—  Tak  — Vincent odparł przez zaciśnięte zęby. — Powinniśmy go lepiej poznać.

Czy cały świat właśnie się zatrzymał? Vincent nie mówił takich słów. Vincent nigdy nie poznaje kogoś lepiej, bo tak wypada. Ray, tak. Loga, owszem. Isaak, bardzo często. Ale nie Vincent. A skoro to proponował to musiało mieć to jakieś ukryte znaczenie. Zmrużyła oczy i spojrzała na mężczyznę. 

— Co chcesz mu zrobić?

— Nic — wzruszył ramionami i wsadził kolejny produkt do koszyka z zakupami. Pierwszy raz od wypadku River dostała zgodę, żeby wyjść do ludzi. Wcześniej nie miała na to zbyt wielkiej ochoty, bo jej ramię bolało nieustannie, ale po kilku dniach siedzenia w domu uznała, że ruszenie do sklepu dobrze jej zrobi. Ramię nie bolało już tak bardzo, ale wciąż nie mogła nim poruszać bez wyraźnego skrzywienia spowodowanego bólem. — Chcemy go poznać. 

— Wszyscy?

— W końcu się z Tobą spotyka — powiedział. — Chyba tak się robi w normalnych rodzinach, nie?

— W normalnych tak, ale nasza nigdy do takiej nie należała — odparła. — Dlatego zastanawiam się co knujecie. Bo, jeśli to jakiś podstęp i znowu chcecie urządzić jakieś durne przesłuchanie to...

— Chcemy go tylko poznać. 

— Obiecujesz? — wysunęła do may palec w kierunku Vincenta. — Na mały palec?

— Ta obietnica nie ma pokrycia prawnego i...

— Obiecujesz? — użyła trochę twardszego tonu głosu. 

Vincent przewrócił oczami i zahaczył swoim małym palcem o jej. Potem wyburczał krótkie "obiecuję" i pchnął wózek w kierunku kolejnej alejki. 

***

Wszystko wracało do względnego spokoju. Względnego, bo River czuła, że to tylko cisza przed burzą. Burzą, którą sama chciała wywołać. Nie dlatego, że miała mało wrażeń w swoim życiu. Po prostu wiedziała, była przekonana, że tylko podczas zamieszania, burzy i krzyków jest w stanie dojść do prawdy. Jej opiekunowi byli o wiele bardziej chętni do mówienia prawdy, gdy byli na krawędzi złości, a furii. Nie chciała ich prowokować, nie. Chciała jedynie szczerej rozmowy. Trochę rozumienia dla nastolatki, która przeżyła dość bolesne pierwsze spotkanie z własną matką. 

Dlatego wieczorem, dzień przed jej powrotem do szkoły (stoczyła ogromną wojnę z Rayem, który twierdził, że nie powinna iść, bo ktoś przez przypadek może uderzyć w jej ramię i wtedy ból będzie ogromny), złapała Logana w salonie i przysiadła się do niego na kanapie. Najpierw w ciszy oglądali wiadomości, a River w głowie wciąż i na nowo odtwarzała tą samą rozmowę. Jak powinna zacząć? Delikatnie i ostrożnie, lekkimi podchodami? Czy może uderzyć od razu i liczyć się z konsekwencjami?

Wiadomości się skończyły, a Logan wstał z kanapy. Wtedy River zareagowała instynktownie. Uniosła zdrowe ramię i oplotła palcami nadgarstek Logana, zatrzymując go w miejscu. Mężczyzna na nią spojrzał i zanim dążył coś powiedzieć, River szybko wypaliła:

Czterech Ojców River Conway | TOM I & II ✓ [W SPRZEDAŻY]Where stories live. Discover now