Rozdział 36

4K 120 4
                                    

Carmen POV:

Ponownie pojechaliśmy z Ashtonem do szkoły, aby odebrać papiery. Tym razem udało się i  zrobiłam to spokojnie. Przez całą drogę zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o wydarzeniu, które miało miejsce w nocy. Z jednej strony nie chcę znowu go martwić i narzekać, ale z drugiej, jest moim chłopakiem. Powinien wiedzieć.. Ja wolałabym być wszystkiego świadoma, nawet jeśli nie jest to nic dobrego. Pieprzyć to, i tak zauważa, że coś jest nie tak..

Podeszłam do samochodu. Rzuciłam kartki na tylne siedzenie, po czym zajęłam miejsce obok niego. Ruszył.. Wyjechaliśmy z terenu szkoły i włączyliśmy się w ruch drogowy. Przez pewien czas bawiłam się palcami, ale w końcu postanowiłam się odezwać.

-Dobra, nie mogę dłużej.. Muszę to z siebie wyrzucić. -westchnęłam po chwili przemyśleń.

-Wiedziałem, że coś się stało, nie oszukasz mnie. -zerknął na mnie, lecz już po chwili jego wzrok skupiony był na drodze.

-Dobra, ale obiecaj, że nie będziesz panikował.. -zaczęłam.

-Jezu, mów, Carmen. -pospieszył mnie zniecierpliwiony.

-Wczoraj w nocy ktoś był u mnie w pokoju. Obudziłam się i jakiś mężczyzna stał przy moim łóżku. Krzyknęłam, a ten od razu uciekł. To było cholernie dziwne, bo niczego nie ukradł. Po prostu gapił się na mnie, gdy spałam..

-Że co?! -od razu się zmartwił. Spojrzał na mnie, zauważyłam to w jego oczach.

-Tata pewnie opowie Ci o tym, gdy przyjedziemy. Wiesz, że mi nie uwierzył? Poczułam się wtedy jakbym była szalona..

-Dlaczego do kurwy nędzy nic z tym nie zrobił?!..

-Nie denerwuj się, przecież nic mi nie jest..  Wiesz, że w domu były kamery? -po raz kolejny podzieliłam się z nim szokującą informacją.

-Jakie kamery? Nie gadaj, że on widział jak prawie pierdolimy się w kuchni.. Nie tylko to, było wiele innych sytuacji. Kurwa.. -wpadł w jeszcze większą panikę.

-Spokojnie, wyjęłam je i schowałam pod łóżkiem. Zrobiłam to najszybciej jak się dało. Dzisiaj rano wyrzuciłam je do kosza sąsiadów, nic nie widział. -uspokoiłam go. Aż odetchnął z ulgą.

-W nowym domu za chuja nie pozwolę mu ich zainstalować. Namówię chłopaków, żeby też się sprzeciwili.

-Dużo ich? -zapytałam.

-Czterech. -odpowiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy.

-Czyli będę mieć w domu sześciu mężczyzn?..

-Tak, ale są w porządku. Nie musisz się o to martwić, dopilnuję, aby dobrze Cię traktowali.

-Teraz bardziej martwię się tym, jak duże obiady będę musiała robić dla siedmiu osób.  -aż ciężko było mi to sobie wyobrazić. Ile sprzątania.. Nie wytrzymam tam.

-Zajebę Ci taki wielki gar z baru mlecznego. Gotują w nich dla stada żuli, to w domu też da radę. -zażartował, przez co zaczęłam głośno się śmiać. On też się uśmiechnął, ale coś stale go dręczyło. Położyłam rękę na jego kolanie.

-Ash, wszystko dobrze.. Żyję, nic mi nie jest. Dzisiaj wyjeżdżamy do innego miasta. Ten dziwak nie pojedzie za nami sto kilometrów tylko po to, aby dłużej popatrzeć jak śpię. -parsknęłam.

-Nie mogę być spokojny, gdy ktoś znowu prawie zrobił Ci krzywdę. A co, jeśli miał złe zamiary? Nie wiem jak temu zapobiec, to mnie wkurwia. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Nie mam pojęcia kto to mógł być..

-Zgaduję, że Ethan.

-Nie, to nie był Ethan. To niemożliwe. -powiedział zdecydowany.

-Skąd wiesz? -zmarszczyłam brwi.

-Nieważne.. Po prostu to nie był on. -zapewnił.

♡♡♡

Wróciliśmy ze szkoły i nawet nie zdążyliśmy usiąść, bo już musieliśmy się zbierać.

Dopiero przed faktycznym wyjazdem zaczęłam się stresować. W tym samym czasie czułam ekscytację. Wszystko się zmieni, wszystko będzie inaczej wyglądać..

Niestety nie mogłam jechać z Ashtonem w jednym samochodzie. Mimo to, nie było najgorzej. Jechałam z Cole'm. Na początku byłam zestresowana, ale po jakimś czasie rozluźnił sytuację swoim poczuciem humoru. Polubiłam go. Rozmawiamy i to trochę odciąga moje myśli.

-Jesteśmy blisko, jeszcze jakieś dziesięć minut. Jak się czujesz? -zapytał, gdy wpatrywałam się w komórkę.

-Bolą mnie już plecy, jestem zmęczona. Jedyne czego chcę, to się położyć.. Są tam już łóżka? -spojrzałam na niego.

-Tak, jest tam wszystko. Każdy pokój jest gotowy, Twój ojciec już dawno o to zadbał.

-Dlaczego lokatorzy sprzedali ten dom? -zapytałam, ale ten niezbyt chciał odpowiedzieć. -No mów..

-Zmarła tam ich córka, niezbyt przyjemna sprawa.

-Morderstwo? -podniosłam brwi.

-Nie mam pojęcia, wszystko jest możliwe.  -odpowiedział, a ja zamilkłam. Rzeczywiście, wolałabym usłyszeć coś innego.
-Chyba nie wierzysz w duchy. -parsknął śmiechem.

-Bardziej boję się żywych, niż umarłych. -przyznałam. Znów zajęłam się telefonem. Cisza nie była niezręczna, raczej czuliśmy się swobodnie.

Dojechaliśmy. Zobaczyłam piękny, ogromny dom. Miał wiele dużych okien, na czym mi zależało. Trochę zdziwiło mnie to, że wokół nie ma sąsiadów. To znaczy.. Są, ale dość daleko. Może z trzysta metrów dalej. Ma to pewne plusy, nikt nie będzie się czepiał.

Zaparkowaliśmy jako pierwsi. Szybko wysiadłam z samochodu. Westchnęłam, patrząc w tamtym kierunku. Nowe życie..  Powinnam się cieszyć, ale jakoś nie jestem w stanie. Mam mieszane uczucia.

♡♡♡
Nastepny rozdział będzie ciekawszy!!
♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz