Rozdział 47

3.8K 122 6
                                    

Carmen POV:

Ta noc była dla mnie dość trudna. Jest mi głupio, że Ashton musiał widzieć mnie w takiej sytuacji.. Pewnie pomyślał, że jestem psychiczna, ale chciałam tylko chwili ukojenia. To czasami pomaga, a ja naprawdę potrzebowałam pomocy. Źle zniosłam tamtą sytuację, jestem zbyt wrażliwa.. Świat zniszczy mnie, jeśli się nie ogarnę. Wiem o tym, ale nie potrafię się zmienić.

-Co Ci się stało? -zapytał tata z pełną buzią jedzenia. Właśnie jemy kolację. Dziwne, to pierwszy raz, gdy wszyscy siedzimy przy jednym stole. Zazwyczaj każdy je w swoim pokoju, lub o innej porze.

-Co? -zmarszczyłam brwi.

-W rękę, masz na niej plaster. -odpowiedział, a ja wciągnęłam powietrze. Nie wiedziałam co powiedzieć..

-Przewróciła się i ją rozcięła. -uratował mnie Ashton, który ciągle trzymał mnie za kolano. Nikt tego nie widział, bo robił to pod stołem. Wolałabym, żeby przestał. Ryzykujemy, zupełnie niepotrzebnie.

-Tak, było mnóstwo krwi. Na szczęście Ashton uspokoił mnie i pomógł wstać. -zmyśliłam.

-Dobrze, że zaczynacie jakoś się dogadywać. Ostatnio było z tym znacznie gorzej. Nie chcę tu żadnych kłótni.

-Dogadywać się? Tylko pomogłem jej przykleić plaster. -znów udał, że nic nas nie łączy.

-Kurwa.. -Cole mruknął sam do siebie, wpatrując się w komórkę. Skupił tym na siebie uwagę.

-Coś się stało? -zapytałam.

-Miałem jechać jutro na festiwal, ale jak zwykle mnie wystawili, a przecież nie pojadę sam.. Będę czuł się jak debil.

-A kto występuje? -dopytałam, biorąc łyka wody.

-Arctic Monkeys. Będą też jacyś mniej znani artyści. -odpowiedział, a ja aż zakrztusiłam się z wrażenia. Nie byłam na to przygotowana. Słucham tego zespołu od dziecka, kiedyś marzyłam o ich koncercie. Niestety nigdy nie wydarzyła się odpowiednia okazja.

-Jezu, uwielbiam ich. -spojrzałam na niego podekscytowana.

-Serio? Masz dobry gust. -stwierdził, odkładając telefon na stół.
-Może chciałabyś ze mną pojechać?

-Jasne, masz biletów? -odpowiedziałam bez żadnego zastanowienia.

-Trzy, moglibyśmy zabrać kogoś jeszcze. -powiedział, zerkając na Ashtona.
-Chętny? Wiem, że też ich słuchasz.

-Jeszcze pytasz? Oczywiście. -uśmiechnął się. Już zaczęłam wyobrażać sobie chwile, które razem spędzimy. Szkoda tylko, że będziemy musieli ukrywać się przed Cole'm..

-Zapomniałam zapytać najważniejszego. Mogę jechać? -zadałam pytanie tacie.

-Nagle pytasz mnie o zdanie? Jedź, tylko wróć żywa. -zaśmiał się.

-Nie mogę się doczekać! -to sprawiło mi radość, choć jeszcze wczoraj czułam się jak najgorsza wersja siebie. Poczułam nadzieję na to, że wszystko może się ułożyć.

-Nie musisz czekać długo, to już jutro. Musimy wyjechać z samego rana.

-Czyli znajomi wystawili Cię chwilę przed.. Słabo z ich strony. -przyznałam.

-Jebać ich, z wami będzie jeszcze lepiej. -uśmiechnął się. Mówiąc to, patrzył tylko na mnie.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo nagle zgasło światło. Zdziwiona zaczęłam się rozglądać. Wysiadł prąd.. Nic dziwnego, na zewnątrz szaleje okropna burza.

Ojciec wstał od stołu, więc Ashton puścił moją nogę i schował rękę do kieszeni.

-Lampy też się nie świecą, pewnie jest tak na całej ulicy. -stwierdził po wyjrzeniu przez okno. Akurat teraz, kiedy pada mi telefon..

♡♡♡

Od jakiegoś czasu gramy w karty. Póki co nie wygrałam ani razu.. Ojciec musiał gdzieś wyjść, więc zostaliśmy sami z chłopakami.

Zamyślona wpatrywałam się w blask świec. Przyniosłam je ze swojego pokoju, mam ich sporo. Lubię ich zapach i tą atmosferę.

-Nie przejmuj się, skarbie, następnym razem wygrasz. -zaśmiał się Cole. Ciągle używa irytujących zdrobnień, ale przestałam już na to reagować.

-Nie przejmuję się. -zignorowałam, nadal wpatrując się w świece.

-Wszystko w porządku? Jesteś jakaś dziwna. Jakby coś się działo, to możesz mi się wygadać.

-Tak, wszystko okej. Będę pamiętać.. -przeniosłam na niego wzrok.

-Wiesz co? Cieszę się, że z Tobą jutro pojadę. Trochę lepiej się poznamy, spędzimy czas.. Brakowało mi osoby, która mnie zrozumie. A Ty rozumiesz mnie świetnie..

Ashton nalał sobie wódki do kieliszka, po czym szybko się napił. Nie mógł pokazać, że jest zirytowany, ale znam go za dobrze.  Wiem jak się czuje, nawet gdy przybiera tą maskę.

-Też się cieszę. -powiedziałam, patrząc Ashtonowi w oczy.

-Nie zapominajcie o mnie, ja też tam będę. -przypomniał o swojej obecności.

-Ja bym o Tobie zapomniał? -zaśmiał się. -Dobra, kto teraz zaczyna? Carmen, chcesz? -podał mi karty.

-Ja chyba odpadam.. Słabo się czuję. -westchnęłam.

-Przecież wypiłaś tylko jednego drinka. -zdziwił się.

-Jestem już zmęczona. -wstałam z krzesła.

-Jasne, dobranoc. Wyśpij się, mała. -uśmiechnął się.

-Dobranoc.. -skierowałam się w stronę schodów. Weszłam na piętro, a następnie do swojej sypialni.

Przebrałam się w koszulę nocną, po czym położyłam się do łóżka. Nie mam do roboty niczego lepszego. Wrócił do mnie natłok negatywnych myśli, zmęczyło mnie to.

Już niemal zasypiałam, gdy ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się i zobaczyłam Ashatona. Miałam nadzieję, że to on.

-Przepraszam, ale nie mogę nic z tym zrobić.. -mruknęłam, gdy ten zamknął za sobą drzwi.

-Nie jestem zły.. Nie na Ciebie. -usiadł na łóżku, a ja podniosłam się i oparłam o ramę. -Jeśli te dwa dni mają wyglądać w ten sposób, to ja chyba pierdolę to i nie jadę.. -westchnął.

-Przestań, Ash.. Nie mów tak, ten czas będzie cudowny. Zignorujemy go, jakby w ogóle go tam nie było. Po prostu udamy przyjaciół, będziemy dobrze się bawić.

-Po prostu obiecaj, że coś mu powiesz.. Nie mogę tego znieść. Ciągle Ci słodzi, doprowadza mnie do szału.

-Nie ma problemu. Powiem, że mam chłopaka. Gdy zapyta kto to, odpowiem, że to tajemnica. -zbliżyłam się do niego.
-Jesteś moim ulubionym sekretem.. -szepnęłam, po czym czule go pocałowałam.

♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz