Rozdział 12

9.4K 270 38
                                    

Carmen POV:

Stałam pod prysznicem, czując jak ciepłe krople wody spływają po moim ciele. Nie mogłam wyrzucić z głowy naszego pocałunku. Nie potrafię przestać o nim myśleć. Ciągle zastanawiam się, czy powinnam była to robić.

Nie był zły, nie odtrącił mnie, ale nie wiem co tak naprawdę sądzi. Może nie jest mną zainteresowany i zwyczajnie nie chciał zrobić mi przykrości? Nie mam pojęcia, w sumie to wcale bym się nie zdziwiła. Jak ktoś taki jak on chciałby ze mną być? W ogóle pomyśleć o mnie w taki sposób.. Jestem pewna, że wokół siebie ma mnóstwo dziesięć razy lepszych dziewczyn. Musi być jakiś powód dla którego jestem tak samotna, wina musi leżeć po mojej stronie. To ze mną jest coś nie tak.

Nagle piosenka, którą nuciłam zatrzymała się. Jak zwykle słuchałam Lany Del Rey. Znam jej utwory, więc to jej najbardziej lubię słuchać, gdy biorę prysznic. Mogę wtedy pośpiewać. Teraz nie robiłam tego zbyt głośno ze względu na Ashtona. Nie chcę się przed nim zbłaźnić. Lubię swój głos, ale raczej dla innych nie brzmię zbyt dobrze.

Odsunęłam kabinę prysznicową i poczułam chłód. Telefon był za daleko, abym mogła do niego sięgnąć. Musiałam wyjść.

Postawiłam stopy na zimnych płytkach. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie otwarte drzwi, a w nich stojący nieznajomy mi chłopak. Dostrzegłam go, przez co telefon spadł mi na ziemię. Od razu sięgnęłam po ręcznik i się nim zakryłam.

-Ashton?! -krzyknęłam, wystraszona patrząc w jego przerażająco niebieskie oczy. Nie odszedł, za to stał tam z kpiącym uśmiechem. Co do kurwy?..

Ash szybko pojawił się obok.

-Co Ty robisz?!.. -złapał go za ramię i odepchnął.

-Tak, jak myślałem, taka średnia. -zaczął się śmiać, patrząc na jego zdenerwowaną twarz. Tamten trzasnął drzwiami, po czym zaczął na niego wrzeszczeć.

-Pojebało Cię, co Ty sobie myślisz?!

-Co, raz dała Ci dupy i bawisz się w jebanego romantyka?! Przejrzyj na oczy, nie jest Ci potrzebna! Nikt nie jest.. Nikt nie jest nam potrzebny!

-Zamknij mordę, bo nie da się już Ciebie słuchać!

-Mogę znaleźć Ci lepszą. Nie musisz ruchać czegoś takiego, bo.. -przerwało mu uderzenie. Cholera.. Szybko ubrałam się wyszłam z łazienki.

-Nikt nie ma prawa tak o niej mówić, szczególnie Ty, gnoju! -krzyknął, ręką przytwierdzając go do ściany.

-Bo co? Wszyscy wiemy, że posuniesz ją i pobiegniesz do następnej. -na te słowa znów podniósł na niego rękę.

-Zostaw go!.. -przerażona złapałam go za koszulkę, próbując od niego odciągnąć. Nie dałam rady, był za silny. -Nie warto, Ashton! Po prostu go puść! -tym razem mnie posłuchał.

-Spierdalaj stąd, nie chcę Cię widzieć! -odsunął się, aby ten mógł przejść.

-Ja przynajmniej jestem szczery. -parsknął, odchodząc w pośpiechu.

Spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich gniew.. Nie mogłam zrozumieć dlaczego wściekł się tak szybko.

-Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć.. -przyciągnął mnie do siebie, a ja szybko go przytuliłam. Spojrzałam na niego z dołu, marszcząc brwi. Dzieli nas kilka centymetrów i to widać..

-Nie wystraszyłeś.

-To dlaczego masz łzy w oczach? -zapytał, a ja dopiero wtedy pojęłam, że się tam pojawiły.

-Bo nikt nigdy się za mną nie wstawił. -skłamałam. To przez to, że nazwał mnie brzydką. Nie on jeden.. Wspomnienia ze szkoły wróciły. Zachował się jak Ethan, albo David. Był tak samo pewny siebie i bezczelny.

-Nie jesteś brzydka. Powiedział to, bo podobają mu się plastikowe, wulgarne idiotki bez mózgu. Jesteś najpiękniejszą istotą na ziemi. -wyczuł moje kłamstwo. Złapał mnie za policzek, po czym czule pocałował. Nie pozwolił mojej łzie spłynąć, szybko ją starł. Po zakończeniu pocałunku głęboko spojrzał mi w oczy. -Nie powinnaś płakać..

-Muszę wysuszyć włosy. -wyplątałam się z jego objęcia, po czym weszłam do łazienki. Nie mogłam dłużej powstrzymywać płaczu.

Spojrzałam w lustro i zatkałam usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nienawidzę siebie. Nienawidzę tego jak wyglądam. Jak się zachowuję i jak reaguję. Tego jak mówię, jak się poruszam. Nienawidzę całej swojej osoby. Nie wiem dlaczego Ashton robi to wszystko.. Boję się, że to zwykła litość.

-Carmen.. -nie odszedł.

-Jeśli Ty też mnie skrzywdzisz, nie wytrzymam. -zapłakałam, a ten nacisnął na klamkę. Wszedł do środka. Spojrzałam na niego przez duże lustro.

-Nie mam zamiaru Cię skrzywdzić..

-Obiecaj to. Obiecaj, że się mną nie bawisz. Że to wszystko jest szczere. -powiedziałam nie wyraźnie.

-Dlaczego miałbym?.. -podszedł bliżej i objął mnie od tyłu.

-Bo każdy, kogo spotkałam był dla mnie okropny. Ludzi bawi to, że cierpię. Jestem dla nich jak lalka, patrzą tylko na moją reakcję.

-Nigdy nie zadałbym Ci cierpienia.. Nie celowo. -w jego głosie wyczułam, że naprawdę jest mu przykro.

-Dlaczego?

-Bo myślę, Cię kocham. Odkąd tylko ściągnąłem Cię z mostu, chcę chronić Cię przed dosłownie wszystkim. Stałaś się dla mnie jak jedyny cel, rozumiesz? -wyznał. Dostałam to, na co czekałam.. Było to dla mnie jak potwierdzenie moich przypuszczeń. Odwróciłam się i mocno go przytuliłam. Jest dla mnie tak ważny.. Nigdy nie pomyślałbym, że ktoś zdąży zająć miejsce w moim sercu tak szybko.

♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz