Pomiędzy moimi brwiami pojawiła się zmarszczka niezrozumienia.

- Złączyłaś swój los z Panem Snów, kochanie. – powiedziała ta o najmłodszym wyglądzie. – I wiele w nim pokładasz.

- Jednocześnie wiedząc tak mało o sobie.

- Czas byś poznała prawdę.

- Zasadniczo nie powinien to być nasz interes, ale co zrobić, jesteśmy to winne twojej matce...– wymamrotała starsza, co natychmiast wyostrzyło moje zmysły i zmyło resztki otępienia.

- Co ma z tym wspólnego moja matka? – zapytałam sztywno. – Kim wy jesteście?

- Mojrami naturalnie. – odparła oczywistym tonem kobieta w średnim wieku.

Mojry. Ja chyba śnię.

- Że jak? Te mojry, o których mówił Morfeusz? – mój głos wręcz ociekał niedowierzaniem.

Pamiętam, jak wspominał mi o nich, gdy tamtego dnia przyszedł do mojego baru, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że pewnego dnia spotkam je osobiście! Do tego moja matka... Na wspomnienie o niej po staremu poczułam ukłucie w sercu, choć po upływie tylu lat mimo wszystko uczucie to zdawało się przyblaknąć.

- Jesteśmy boginiami losu. Córami Zeusa. Nie obce nam losu koleje. Wiemy, co było, jest i będzie. - wymieniały mojej zmęczonej głowie.

- Potrzebujesz chwili skarbie?

- Nie wiem! – wykrzyknęłam, czując się zupełnie bezsilna.

Tyle myśli kotłowało się na raz w mojej głowie, że czułam, jakby pulsujące skronie mogły mi w każdej chwili eksplodować. To jednak był dopiero początek.

Istotnie potrzebowałam chwili i o dziwo, uszanowały to. Gdy byłam gotowa zmierzyć się z dalszymi rewelacjami, wyprostowałam się i zignorowałam to napięcie, które trzymało w sidłach całe moje ciało.

- Dobrze. Mówcie, o co chodzi. – poleciłam, opierając dłonie na talii.

- Powiemy, jak będziemy chciały, dziewczyno. Nie na twój rozkaz. – obruszyła się najstarsza, która, jak się już zorientowałam, była najbardziej kłótliwa i harda.

- Spokojnie siostro, wszak po to tu przybyłyśmy. – zagruchała pojednawczo najmłodsza. – Nigdy się nie zastanawiałaś, dlaczego nie umarłaś, wraz z ustaniem działania rubinu Snu?

- Gdy Morfeusz się uwolnił i zniknął z waszego domu?

- Gdy rubin został zniszczony kilka chwil temu?

Milczałam. To były pytania, które gnębiły mnie każdego dnia, każdej nocy, od ponad stu lat.

- Gdy zasypiasz, nie nawiedzają cię demony? Widzisz ludzi, czujesz ich cierpienie, ich błagania sprawiają, że nurzasz się w apatii i marazmie. – mojry krążyły wokół mnie, a ich głosy zdawały się nachodzić na siebie, tak że czasami nie mogłam ich rozróżnić.

Czytały ze mnie, jak z otwartej księgi. Ich słowa to było całe moje życie.

- Dlaczego tak jest? – spytałam słabym głosem, zupełnie bezbronna i gotowa na cios.

Kobiety znów ustawiły się w rzędzie, a która z nich zabierała głos, wysuwała się na przód.

- Nic nie dzieje się przypadkiem. – przemówiła enigmatycznie najmłodsza.

- Jesteś zagadką, Hope Burgess. – wtrąciła kolejna.

- Nawet twoje imię nie jest przypadkowe. – dodała posiwiała.

Przynieś mi sen ~ SandmanWhere stories live. Discover now