Morfeusz

160 26 5
                                    

Nareszcie był wolny.

Choć w jego długiej egzystencji nawet cały wiek był kroplą w morzu, dał mu się we znaki, spędzony w niewoli u jego oprawców.

Gdy powitała go Lucienne, leżącego u bram swojego królestwa, na krótką chwilę ogarnęła go euforia. Oto znów był w domu i nawet to sprawiło, że czuł więcej sił w swoim ciele. To jednak okazało się zbyt mało.

Śnienie było w opłakanym stanie. Jego królestwo, kraina, którą stworzył własnymi rękami, niszczała w oczach, przez jego nieobecność. Na ten widok łamało mu się serce. Nie był to jednak koniec przykrych wieści. Lucienne z żalem opowiedziała mu, co działo się tu przez sto lat. Większość służby odeszła. Mieli w niego tak mało wiary, że porzucili i jego, i Śnienie. Poczuł się zdradzony, samotny, tak jakby ktoś wbił mu nóż w plecy. Jedynie Lucienne próbowała dbać o królestwo, nie było jednak takiej osoby, która potrafiłaby to zrobić bez jego udziału. Lecz teraz wrócił i miał zamiar doprowadzić wszystko do porządku, tak jak przed wiekiem. Odbuduje pałac. Służba wróci, lub stworzy nową. Wyłapie koszmary, które ośmieliły się sprzeciwić jego woli...

Nie było to jednak takie proste. Nie miał sił. Nie miał dość mocy, by przywrócić Śnieniu świetność. Frustrowało go to. Musiał jednak odpocząć. Tak, jak prosiła Lucienne, posilał się, regenerował, nabierał energii. Trwało to pół roku, aż zdołał nabrać tylu sił, by móc działać. Należało zacząć od odzyskania narzędzi. Zdecydowanie za długo funkcjonował bez nich, na rzecz uciechy i wygody ludzi. Hope Burgess oszukała go. W sejfie nie było jego przyodziewku, tak jak zapewniała. Wtedy nie mógł domagać się wyjaśnień, wzywany przez swoje królestwo. Teraz nic nie stało mu na przeszkodzie. Okazało się, że Hope Burgess nie było w domu, który przez tyle lat był mu więzieniem. Nie zastał nawet samego domu, a zgliszcza. Przyjemnie było na to patrzeć. Nie wiedział jednak, czy dziewczyna nadal żyła, czy zginęła w tym pożarze. Tym razem musiał uderzyć precyzyjnie. Dlatego zasięgnął porady mojr.

Niełatwo było zdobyć tyle mocy, by wymusić na nich rozmowę. W tym celu był zmuszony dokonać wielkiego poświęcenia...Jednak mojry dały mu odpowiedź, choć nie takiej, jak oczekiwał.

- Ja, Król Morfeusz, Sen z Nieskończonych, wzywam mojry. Trójnię- w- jednej. Jedną- we- troje. Hekate.

Grzmoty rozbrzmiewały z każdym jego słowem. Wraz z ostatnim, pojawiły się i one. Ukłonił się nieznacznie.

- Morfeusz. Kopę lat. – odezwała się jedna.

- Zmizerniałeś. Potrzebujesz jedzenia? – dodała ta sama, choć inna.

- Potrzebuje, ale nie jedzenia. Spójrzcie na niego. – przemówiła ostatnia, jak pierwsza.

- Przejrzałaś mnie. – potwierdził, nie mogąc odmówić sobie lekko drwiącego uśmiechu. – Rzeczywiście czegoś chcę. Potrzebuje waszej pomocy.

- Pomocy? Dobre sobie. Tak, jak ty pomogłeś nam z Kirke?

- Kirke to dawne dzieje. I przyniósł nam ładne rzeczy. – targowały się między sobą.

Faktycznie przyniósł. Wąż wypełznął z połów jego płaszcza, a gdy przekazał go mojrom, gad zniknął w ich gardłach. Wtedy przemówiły.

- Otrzymasz po jednej odpowiedzi od każdej z nas.

- Dziękuję wam. – powiedział szczerze. – Moje pierwsze pytanie. Miałem narzędzia. Atrybuty Snu. Piasek, hełm i rubin. Zostały przede mną ukryte przez córkę człowieka, który mnie porwał. Czy ona żyje?

- Biedny Morfeusz. Gdybyś tylko zadał pytanie inaczej, otrzymałbyś odpowiedź na wszystko, co cię nurtuje. Hope Burgess żyje. – odpowiedziała pierwsza, a Morfeusz drgnął.

- Gdzie jest? – wyrwało mu się od razu, a kobiety skrzywiły się.

- Jedno pytanie, jedna odpowiedź. – przypomniała, a jej miejsce zajęła druga.

- Wybaczcie. Gdzie jest zatem Hope Burgess?

- Dziewczyna, o którą pytasz, jest w Londynie, w małym, zielonym barze z przeciekającym dachem... - odparła tajemniczo druga z kobiet, a Morfeusz zmarszczył brew.

- Jaki to bar? Jak się nazywa?

- Jedno pytanie, jedna odpowiedź. – syknęły mojry, na co skłonił głowę.

- Ostatnie pytanie. Gdzie są moje narzędzia? – zaryzykował.

- Twój przyodziewek jest rozsiany zarówno w świecie rzeczywistym, jak i w życiu po życiu, dla tych niegodnych. Chcesz go odzyskać, znajdź Hope Burgess. – powiedziała trzecia.

- Ale...

- Wyczerpałeś pytania! –syknęły we trzy, a gdy był już pewien, że znikną, jedna z mojr nieoczekiwanie zwróciła się do niego. – Niech będzie, Królu Snów. Znaj naszą dobra wolę. Skorzystaj z naszej wiedzy. Hope Burgess nie jest zwykłą dziewczyną.

- Śmiertelniczką...- szepnęła druga i trzecia.

- Obcowanie z nią będzie dla ciebie nauką...- powiedziała znów pierwsza, a ich głosy zaczęły się mieszać i znikać.

- Chwila, co to znaczy? – starał się przekrzyczeć wiatr.

- Hope Burgess jest zagadką...

Przynieś mi sen ~ SandmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz