III

198 29 4
                                    

Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas spał dobrze tamtej nocy, choć każdy z innego powodu. Byłam wstrząśnięta i przerażona. Ojciec dopiął swego. Schwytał istotę nie z tego świata. Nie chciałam wierzyć, że była to sama Śmierć. Za każdym razem, gdy leżąc w łóżku wspominałam wydarzenia sprzed kilku godzin, widziałam twarz pojmanego i z nerwów aż skręcał mi się żołądek.

Co teraz będzie?

Nie byłam pewna, czy ojciec dokładnie to przemyślał. Nawet jeśli schwytał Śmierć, to czy uda mu się nakłonić ją do oddania Randalla? A jeśli tak, to czy nie zechcę zrobić nam krzywdy po swoim uwolnieniu? Czy ojciec w ogóle planował ją uwolnić...?

Doktor Hathaway opuścił nas niemal natychmiast po rytuale, chociaż ojciec długo go przekonywał, by został. Jakoś mu się nie dziwiłam. Sama chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Dokąd jednak mogłam się udać? Pozostawało to w sferze marzeń, podobnie jak moje spotkania z matką.

Ranek również nie przyniósł dobrych wieści, bowiem wszędzie aż huczało od plotek na temat tajemniczej choroby, która zdziesiątkowała mieszkańców nie tylko Sussex, jak się później okazało, nawet nie całej Anglii, ale świata. Niektórzy ludzie po prostu nie zbudzili się ze snu, co zaczęto nazywać chorobą senną. Na ulicach zapanował chaos. Irma od rana zmówiła cztery pacierze, a przez resztę dnia nie wypuszczała różańca z dłoni. Zresztą każdy z domowników czuł się raczej nieswojo. No, może z wyjątkiem Magusa, który był wyjątkowo podniecony, jakby udało mu się dokonać najlepszej transakcji w karierze.

Tego dnia nie chciałam wstawać z łóżka. Nie miałam siły stawiać czoła temu, co mógł ze sobą przynieść. Nazwijcie mnie tchórzem, albo hipokrytką, ale dopiero wtedy poczułam, że nie chcę brać w tym wszystkim udziału. Było jednak za późno. Ojciec prawdopodobnie wcale się nie położył. Ciągle czułam jego obecność, ale uparcie leżałam w łóżku, nawet gdy promienie słońca zaczęły wdzierać się do pokoju. Przez krótką chwilę miałam nawet nadzieję, że nikt nie zauważy mojej nieobecności tego dnia, ale oczywiście się przeliczyłam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi i pierwsze wezwanie mojego ojca. Westchnęłam i wstałam, a chłodek natychmiast owiał moje nagie kostki. Wezwanie powtórzyło się, tym razem obejmując też Sykesa.

- Idę! – krzyknęłam, czym prędzej zapinając guziki koszuli.

Gdy jednak chwilę później w pełni ubrana wybiegłam na korytarz, w domu ktoś już był. I to ktoś, kogo najwyraźniej nie spodziewał się mój ojciec.

- Znam cię? – zapytał Magus.

- Nie sądzę, ale ja wiem wszystko o tobie, Rodericku. – odparł tajemniczo stojący tyłem mężczyzna.

Był wysoki, ubrany w jasny garnitur i słomkowy kapelusz, przewiązany czarną wstęgą. Nie to jednak zwracało największą uwagę.

- Oraz o tym, jaką istotę trzymasz w swojej piwnicy. – dodał odwracając się, a wtedy ukazał swoją twarz, przesłoniętą częściowo ciemnymi okularami, które za nic nie pozwalały dostrzec choćby zarysu jego oczu. Mimo to można było rzec, że był dość urodziwy.

Nie sprawiło to jednak, że jego słowa były mniej wstrząsające. Mimo to, jeśli ojciec się nimi w jakimkolwiek stopniu przejął, nie dał nic po sobie poznać, od razu włączając się w grę, którą prowadził nieznajomy.

- Czyli to szantaż? Chcesz pieniędzy? – pokiwał głową w zrozumieniu, na co mężczyzna uśmiechnął się, odsłaniając rząd równych białych zębów. Było w tym jednak coś upiornego.

- Ależ skąd. Przybyłem, żeby ci pomóc. Przyda ci się wsparcie. – zapewnił dobrotliwie i ruszył w kierunku ojcowskiego gabinetu.

Nim zrobił to Magus, popatrzył na mnie, zawieszoną nad głównym holem. Nie powiedział jednak ani słowa. Gdy zamknęły się drzwi, z prędkością światła pobiegłam do tych drugich, by usłyszeć jak najwięcej, tak jak przy rozmowie z doktorem Hathaway. Wiedziałam, że ojciec nie będzie trudził się dzieleniem ze mną informacjami zdobytymi od nieznajomego, więc była to moja jedyna szansa, by się czegoś dowiedzieć.

Przynieś mi sen ~ SandmanWhere stories live. Discover now