34

704 47 10
                                    

Kiedy Louis obudził się z samego rana, wyklinając pod nosem, że jego telefon dzwonił za wcześnie i za głośno, z przykrością odkrył, że nie czekała na niego żadna wiadomość od Harry'ego. I to nie tak, że brunet pisał do niego codziennie, idealnie w okolicy jego budzika. Ale kiedy ten miał nocny dyżur i wracał do domu albo się ku temu szykował, to zawsze pisał kilka wiadomości. I to zdecydowanie sprawiało, że szatyn jakoś lepiej zaczynał dzień.

Nie martwił się jednak specjalnie, chociaż był nieco zawiedziony. Jednak jeżeli Harry miał ważnego pacjenta albo wydarzyło się cokolwiek innego, to Louis nie zamierzał go winić. Zresztą, bez przesady, to były tylko głupie wiadomości, więc nie będzie się dąsał z tak durnego powodu.

I chociaż wcale nie chciał, to wygramolił się z łóżka. Nie ścielił go nigdy jakoś dokładnie, ale zawsze starał się chociaż ułożyć kołdrę, żeby nie wyglądała jak po przejściu tornada. Wsunął po tym stopy w kapcie i szurając, poszedł do łazienki. Kiedy chlapał twarz — a przy okazji i blat — zimną wodą, poczuł, że wolałby chlapać twarz pierzem, które robiło za wkład poduszki, ale nie miał wyboru. Taka była jego praca.

Potem ubrał się, niemal obijając się o każdy mebel dookoła niego, gdy wciągał na siebie spodnie, aby uznać, że to wszystko nie miało sensu. Później wypił kawę, samemu pisząc do Harry'ego, aby finalnie schować telefon do kieszeni i kończąc szykowanie się do wyjścia. Zajęło mu to jeszcze dobry kwadrans, ale w końcu mógł opuścić swoje przytulne mieszkanko, ale robił to że smutkiem.

Droga minęła mu bez większych rewelacji. W końcu co ciekawego miało się dziać na ulicach, które dopiero co budziły się w większości do życia. Na szczęście nie musiał stać w żadnych szalonych korkach, bo tego szczerze nienawidził. Mógł pozwolić sobie nawet na podróż do piekarni, gdzie szybko kupił coś na przekąszenie dla siebie i dla pewności wziął również coś dla Harry'ego. W razie czego zje wszystko sam, ale może brunet był jednak jeszcze w szpitalu i się nie miną.

Wciąż jednak dziwił go brak jakiejkolwiek odpowiedzi od Harry'ego. Ten przecież odpowiadał bardzo szybko, nawet w czasie swoich nocnych dyżurów, o ile nie miał masy pacjentów.Dlatego obiecał sobie, że kiedy tylko dojedzie do szpitala zadzwoni, a jeżeli to nie pomoże zapyta, czy ten tak właściwie opuścił budynek.

Dalsza droga do pracy nie minęła mu najprzyjemniej, kiedy zaczął zastanawiać się, co działo się ze Stylesem. I niech nikt go nie oskarża o jakąś chorobliwą zazdrość, ale mieli swoje małe rytuały, więc był zmartwiony, że mogło stać się coś złego.

W końcu jednak znalazł się na miejscu. Szpital nadal był w jednym kawału, nikt nie biegał dookoła szaleńczo, próbując złapać kogoś niebezpiecznego albo uciec przed czymś, co mogło sprawić krzywdę.

Wszystko wyglądało spokojnie, jakby nic się nie stało, ale to wcale nie sprawiło, że Louis martwił się mniej. Ba, jeszcze bardziej wydawało mu się, że coś musiało się wydarzyć. Szczególnie, gdy był sygnał podczas nawiązywania połączenia, ale Harry nie odebrał ani za pierwszym, ani za trzecim razem.

Wtedy właśnie wszedł do szpitala i w środku również wszystko wyglądało normalnie. Pacjenci krążyli tu i tam, szczególnie blisko recepcji, personel szedł, nie oglądając się na nic, a każdy mebel wyglądał tak samo, jak ostatnio. Czyli świat się nie walił. Nie zdziwił go nawet widok, że personel plotkował między sobą cicho. W końcu zawsze działo się coś ciekawego, o czym można było porozmawiać.

Rozejrzał się jeszcze raz, zanim nie podszedł do recepcji, aby zapytać o Harry'ego. Było to jedyne sensowne rozwiązanie, aby dowiedzieć się, czy ten jeszcze był w szpitalu.

✓ | Stitches On Our HeartsWhere stories live. Discover now