22

798 46 15
                                    

Od kolacji relacje między Harrym i Louisem zawisły w dziwnym limbo.

Choć nie unikali rozmów ani swojego towarzystwa — głównie chyba przez wzgląd na to, że była to mimo wszystko specyfika pracy, że na siebie wpadali — to pojawiało się między nimi coś, czego brunet nie potrafił nazwać. Niecodzienne napięcie, a może niepewność. Szukał w swojej głowie odpowiedniego słowa, ale wciąż nie mógł go znaleźć.

Nie wiedział, czy kiedykolwiek mu się uda, ale naprawdę próbował.

Cały świat poza tym funkcjonował całkowicie normalnie. Szpital jak stał, tak robił to dalej; lekarze z ciężkimi przypadkami pędzili przez kolejne korytarze, a część pacjentów nadal była roszczeniowa.

Dzień jak co dzień, chciałoby się powiedzieć.

I gdy Harry kończył swój dyżur, jego myśli ponownie wróciły do sprawy z Tomlinsonem. Gdy wracali samochodem, zapadła między nimi cisza, chyba niekoniecznie miła i komfortowa. Jak gdyby obydwaj chcieli powiedzieć coś więcej, jednak żaden z nich nie wyrzucił z siebie ani słowa. Coś zdecydowanie ich blokowało. Jakby pewien mur, którego nie potrafili zburzyć.

Harry czuł się z tym dziwnie. Choć rozmawiali, nie było to to samo co wcześniej. Nie było w tym tej samej uszczypliwości, do której był przyzwyczajony. Jakby wrócili do samego początku, a może zrobili jeszcze krok w tył, bo wszystko wydawało się być takie profesjonalne i wymuszone.

Zaprzątało mu to głowę prawdopodobnie bardziej niż powinno, ale niestety miał to do siebie, że zawsze analizował wszystko za mocno i za długo, niezależnie od tego, o co tak naprawdę chodziło. I to działo się właśnie teraz. Styles jednak czuł jakąś niepewność w sobie, kiedy do jego głowy przychodziła myśl, aby porozmawiać z lekarzem, to szybko odrzucał ten pomysł.

Teraz szedł już do domu, chcąc nieco ogarnąć, zanim miał pojawić u niego Horan, więc obiecał sobie, że myślenie o tej dziwacznej sytuacji z Tomlinsonem zacznie na nowo dopiero kolejnego dnia. Był pewien, że jeżeli spędziłby na tym jeszcze jeden wieczór, to to nie skończy się dla niego dobrze. Bo najgorsze w tym wszystkim było to, że przecież mogło mu się to wszystko jedynie wydawać. Że wmówił sobie coś, co nie miało swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Przecież Tomlinson nie musiał go wcale unikać.

Wcisnął ostatnie rzeczy do swojego plecaka, zapinając go nieco zbyt gwałtownie i przez moment stał i wgapiał się w swoją torbę, ciesząc się, że nie zniszczył całego zamka. A z jego szczęściem przecież wszystko było możliwe. Znał się za dobrze.

Zabrał wszystko, wychodząc ze szpitala i może nieco ciesząc się w duchu, ponieważ wiedział, że czas spędzony z Niallem na pewno pomoże mu pozbierać myśli na nowo.

A przynajmniej o nich zapomnieć, co i tak w obecnej sytuacji było ważną sprawą.

———

Zimne piwo chyba niekoniecznie było tym, czego potrzebował, ale przynajmniej spowodowało, ze rozluźnił się.

Siedział rozwalony na kanapie, klepiąc się po brzuchu, kiedy zjadł razem z Niallem zamówione chińskie jedzenie. I Harry musiał przyznać, że był tak głodny, że rzucił się można na to zbyt szalenie. Miał za swoje, ale nie mógł narzekać, kiedy zwykle odmawiał sobie takich pyszności, głównie dla swojego własnego zdrowia. Ale raz na jakiś czas mógł sobie przecież pozwolić.

— Masz minę, jakbyś miał zaraz przewrócić się na drugą stronę — rzucił Horan, który siedział niedaleko i kończył swoją porcję.

A jeszcze czekały na nich ciasteczka z wróżbą, chociaż Harry łypał na nie złowrogo, jakby te miały spowodować, że finalnie pęknie.

✓ | Stitches On Our HeartsWhere stories live. Discover now