24

814 51 10
                                    

Przez moment myślał, że śnił. Że to wszystko było tylko imaginacją, szalonym wytworem jego wyobraźni, który nie miał prawa wydarzyć się tu i teraz. Jego wyobraźnia musiała go oszukać.

Musiała! I nie było na to żadnego innego wytłumaczenia.

Czuł, że zaraz obudzi się, może zerwie z łóżka, budząc się z szalonego koszmaru. Ale żeby wiedział, że nie była to prawda. Że może te wszystkie rozmowy z Niallem, te wszystkie myśli w końcu spowodowały, że jego sny stały się pełne Louisa

Jednak kiedy moknął jeszcze bardziej, a chłodny wiatr sprawiał, że jego ciało nieprzyjemnie drżało, zrozumiał, że wcale nie było to kłamstwo.

Że Louis naprawdę jeszcze moment stał z nim tutaj i całował go, niemal do utraty tchu, na tarasie tego cholernego hotelu, po czym dosłownie zniknął, gdy brunet walczył ze sobą. Ze swoją delikatną obawą przed uniesieniem powiek przez te kilka kolejnych sekund, kiedy zbierał wszystkie myśli w sobie. I wtedy spostrzegł, że ten zostawił go samego, pełnego szoku i upokorzenia.

Harry nie mógł pozwolić sobie na pożarcie przez emocje, więc postarał się szybko otrząsnąć. Nie myśląc więcej, sam wrócił do pomieszczenia, chcąc schronić się przed kolejnymi kroplami atakującego deszczu. Na szczęście nie był na zewnątrz na tyle długo, aby woda kapała z jego ubrań. Jednak czuł, że materiał spodni czy marynarki był nieprzyjemny mokry, że jeżeli w najbliższym czasie się tym nie zajmie, to będzie mógł powitać chorobę w ciągu kilku dni. A tego nie chciał

Rzucił przelotnie spojrzeniem po pomieszczeniu, ale nikt zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Każdy był zajęty sobą, doborowym towarzystwem i jeszcze lepszymi drinkami. Jednak taka kolej rzeczy naprawdę go cieszyła, ponieważ nie planował włączać się w jakąkolwiek rozmowę. Uznał, że nie zamierzał być w tym miejscu ani chwili dłużej. Bo nie chciał udawać, że było dobrze, kiedy wiedział, jak bardzo źle było.

Nie czekając na nic, zaczął kierować się w stronę wyjścia. Wiedział, a może raczej domyślał się, że Tomlinson nie będzie próbował zostać na wydarzeniu. On sam na pewno po czymś takim próbowałby zwiać. Albo próbowałby uniknąć tej drugiej strony, z którą dopiero co się całowało.

Szybko odebrał swój płaszcz, zastanawiając się, jak ciężki będzie dla niego powrót do domu. Na szczęście nie wypił za dużo, więc chociaż to go pocieszało. Jeszcze tylko brakowałoby tego, że zataczałby się na prostej drodze. Chciał znaleźć szatyna, ale skoro nie potrafił już na sali zlokalizować, gdzie był Louis, to wiedział, że bieganie po hotelu byłoby równie bezsensowną opcją. Nie znał rozkładu budynku i... I, co ważniejsze, nie chciał robić z siebie skończonego głupca. Bo dlaczego miałby gonić za mężczyzną? Jeżeli Tomlinson myślał, że będzie mógł się nim bawić, Harry nie zamierzał na to pozwolić.

Najbardziej przybiło go to, że Niall mógł mieć jednak rację. Że szatyn traktował go jedynie jako zabawkę dla zabicia czasu. Osobę, którą chciał przeciągnąć na swoją stronę za kilka miłych słów i obietnic. Choć z drugiej strony nie miałoby żadnego sensu. Jeżeli chciałby wziąć go jedynie do łóżka, raczej nie zniknąłby bez powodu.

Nie rozumiał tego, nie potrafił pojąć, dlaczego Louis pocałował go, a później odszedł bez żadnego słowa. Harry byłby gotowy cokolwiek, byleby nie była to ta cisza, z którą mierzył się teraz. I chociaż chciał się dowiedzieć, to nie wiedział, czy powinien. Może część niego chciała żyć w kłamstwie, że to wszystko był przypadek spowodowany alkoholem.

Ale żaden z nich nie był na tyle pijany.

Owinął się szczelniej swoim okryciem i wyszedł na zewnątrz. Deszcz i wiatr nadal władały nad miastem, więc skrzywił się nieco, wyciągając telefon, aby upewnić się ze stacją metra albo, w najgorszym wypadku, zamówić dla siebie samochód. Musiał jedynie zniknąć z tej okolicy, zamknąć się w swoim mieszkaniu i zastanowić się, co zrobił źle.

✓ | Stitches On Our HeartsWhere stories live. Discover now