04

729 46 8
                                    

Kolejne kilka dni minęły względnie spokojnie. A przynajmniej mógł je tak określić. Tomlinson zajmował się swoimi sprawami, nie powodując, że każdy młodszy pracownik bał się swojego własnego cienia. Harry dzięki temu skupiał się na swojej pracy w zupełnie inny sposób, nieco spokojniejszy.

Również z samego rana nie miał już takich szalonych przypadków, a pacjenci, których dostawał nadal mieli mniej poważne choroby niż od samego początku przypuszczał. Mógł powiedzieć, że po dosyć ciężkim początku zaczęło w końcu wychodzić słońce, a on po raz pierwszy mógł czuć się całkiem nieźle. Wracał nawet do domu z mniejszym zmęczeniem, co już można było uznać za całkiem spory sukces. Oczywiście i tak padał zaraz na łóżko, ale przynajmniej robił to bez natrętnych myśli, że nie nadawał się do tej pracy.

Ba, może nawet przez jeden czy dwa dni czuł się nieco jak wygrany, a przynajmniej mniej pokarany, ponieważ wiedział, że jedna czy dwie osoby musiały się już zmierzyć ze śmiercią swoich pacjentów. Zwykle jednak były to osoby starsze albo ciężko chore, ale ta mocno empatyczna strona Harry'ego czuła przykrość, kiedy samemu się o tym dowiadywał.

Wiedział, że i go samego również to czekało. Domyślał się, że będzie to miało nawet miejsce w najbliższej przyszłości, ale mimo wszystko i tak ciężko było mu o takim czymś myśleć. Nie chciał czuć tego, że gdy będzie rozmawiał z pacjentem, będzie musiał powiedzieć mu, że żadna metoda leczenia nie będzie już skuteczna. Chociaż czasami próbował wmówić sobie, że nie napotka w najbliższej przyszłości na taki przypadek, to wiedział, że to były tylko jego własne marzenia, które i tak się nie spełnią.

Czasami myślał nad tym, czy był jakiś sposób dzięki któremu mógłby się na to wszystko uodpornić. Na problemy, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Z trudem śmierci czy przekazywaniem smutnych informacji najbliższej rodzinie. W jakiś sposób próbował wierzyć w to, że czas sprawi, że będzie przyjmował samemu takie informacje nieco łatwiej, co spowoduje, że przekazywanie ich sprawi mniej bólu. Ale coś jednak mówiło mu, że w jego przypadku wcale nie będzie tak łatwo. Widział kilka osób w swojej grupie i wydawało się, że kiedy ci mówili o śmierci, robili to niemal jak roboty, bez ani krzty emocji w swoich głosach. Harry jednak nie wiedział, czy zazdrościł im tego, czy może jednak nie.

Wolał jednak nawet nie wiedzieć, co musieli czuć ci, którzy zajmowali się najmłodszymi pacjentami. To dla Harry'ego pewnie byłoby za dużo, ponieważ był w pewien sposób wytłumaczyć sobie śmierć osoby starszej i schorowanej. Że taki był cykl życia. Ale to? Czasami wolał myśleć po prostu, że wszystko co złe nie istniało.

Teraz jednak nie miał czasu, aby o tym wszystkim myśleć i nie sądził, że kolejne godziny mu to pozwolą. Szedł korytarzem, mając spotkać się z całą grupą i ich koordynatorami. Nie miał pojęcia, co ci mogli wymyślić, ale już w jakiś sposób mu się to nie podobało. Po tak krótkim czasie nie mogli przecież robić im żadnych ocen pracy, prawda? Chociaż chyba wolałby to od ponownej pracy w parze. I to nie tak, że on tego nie lubił. Nie, nie, zawsze uważał, że co dwie głowy to nie jedna, ale miał wrażenie, że z takimi osobami nie zaszedłby za daleko.

Z nieco ciemnymi chmurami nad swoją głową poszedł do odpowiedniego miejsca. Westchnął, widząc niemalże wszystkich, którzy specjalizowali się w tej samej dziecinie, którą dla Harry'ego była diagnostyka. A to już mu się zupełnie nie podobało.

Poczekali dobre pięć minut, ale w końcu jedna z kobiet, która zajmowała się ich przydziałem pacjentów i zadaniami, odezwała się.

— Wiem, że zapewne się tego nie spodziewaliście, ale nie ma co czekać, prawda? Dzisiaj będziemy robić wspólnie obchód, aby zobaczyć, jak radzicie sobie z pacjentami i w jaki sposób zadajecie im pytania, które pomagają wam w zdiagnozowaniu problemu. Oczywiście nie będziemy sami, ponieważ będzie nam towarzyszył jeden z lekarzy, aby wspomóc was swoją opinią i wiedzą.

✓ | Stitches On Our HeartsWhere stories live. Discover now