17

771 46 13
                                    

Czy Harry skorzystał z jakże miłej, acz niespodziewanej, propozycji Tomlinsona?

Może raz czy dwa, głównie wtedy, kiedy nie był pewien, która diagnoza była odpowiednia i potrzebował świeżego spojrzenia czy większego doświadczenia w wynajdowaniu niedostrzegalnego. Nigdy jednak nie przychodził do niego z niewiedzą. Wiedział, że nie tego Louis by od niego oczekiwał i pewnie powiedziałby mu to prosto w twarz, że on nie jest tutaj od wykonywania jego obowiązków. Dlatego zawsze przychodził w ostateczności.

Raz dostał nawet herbatę i było to całkiem miłe zważywszy na to, że dzień był chłodny, on zmęczony, a pacjentów wcale nie malało. Codziennie wydawało mu się, jakby pojawiało się coraz więcej osób, z coraz to bardziej zmyślnymi problemami. I nie wiedział, od czego to zależało, ale wcale mu się ta zależność nie podobała. Oczywiście zawsze próbował edukować swoich pacjentów, aby żyli w odpowiedni sposób; ze zbilansowaną dietą, dobrze dobraną aktywnością fizyczną i bez poważnych nałogów.

Ale był pewien, że może posłuchała go jedna na sto osób. Reszta zaś machnęła pewnie ręką, mówiąc sobie, że głupi lekarz głupio gada.

Ostatnie dwa tygodnie jednak spędził bez pomocnych ekspertyz Tomlinsona oraz jego herbaty.

Ten bowiem wyjechał na jakąś konferencję i na coś jeszcze, jednak Harry nie przysłuchiwał się za bardzo plotkom. W końcu nie mógł raczej nazwać szatyna kolegą, więc co go to tak naprawdę interesowało? Jasne, może sam chciałby wziąć udział w czymś podobnym, ale wiedział, że czekało na niego jeszcze kilka lat, zanim będzie na tyle szanowany.

Kilka razy podczas nieobecności szatyna rozmawiał z Monroe. Chciał upewnić się, że mimo wszystko z jego kolegą było wszystko w porządku i nie musiał martwić się na zapas. Nie było wątpliwości, że ten popełnił wielką gafę, ale Harry nie chciał kopać leżącego. Przez moment nawet przez jego głowę przeszła myśl, aby zaproponować pomoc. Spędzić trochę czasu na powtórkach albo na czymś podobnym. Finalnie jednak tego nie zrobił. Miał przecież wiele na swojej głowie, a w wolnym czasie chciał odpocząć. I nawet jeśli zdarzało mu się wtedy również czytać coś z tematyki medycznej to była to tylko jego sprawa, którą robił z przyjemnością, aby dowiedzieć się czegoś nowego.

Może wziął sobie do serca słowa Tomlinsona, aby zajął się sobą a nie nikim innym. Chociaż chciał być miły, musiał w końcu wbić sobie do głowy, że istniały jakieś granice tej uprzejmości i koleżeństwa. Tego jednak nie mówił głośno, ale ponieważ Monroe sam — na szczęście — nie proponował czegoś podobnego, to Styles nie czuł się aż tak winny, gdyby musiał odmówić. Tak mógł po prostu przemilczeć swój pomysł, czekając, aż wszystko się uspokoi.

Co ciekawe podczas nieobecności szatyna, po szpitalu zaczęli kręcić się przedstawiciele koncernów farmaceutycznych. On był jednak zbyt malutkim robaczkiem, aby ktokolwiek go zauważył i nawet cieszył się z tego powodu. Przez głowę przeszła mu jednak całkiem zabawna myśl, że to wszystko wyglądało tak, jakby ci tylko czekali, aż Tomlinson zniknie ze szpitala. Wiedział mimo wszystko, że nie była to prawda, choć w pierwszej chwili naprawdę go to rozbawiło.

A ponieważ nie musiał się niczym przejmować, to na jeden dzień pojechał nawet do rodziców i była to miła odmiana, choć ciężko było mu przekonać mamę, że był już najedzony i nie musiała robić mu nic więcej. Przecież gdyby chciał, mógłby przyrządzić sobie coś samemu. Przetrwał również jeden wielki wywiad dotyczący jego pracy w szpitalu i na każde pytanie odpowiadał cierpliwie, nawet jeśli większość już i tak im powiedział lub napisał. Ale ich zainteresowanie było dla niego naprawdę ważne i poczuł się lepiej, kiedy mógł z kimś porozmawiać, kto pracowałby w innym zawodzie od niego.

✓ | Stitches On Our HeartsWhere stories live. Discover now