On nie miał w końcu za wiele znajomych, ale przecież medycynie poświęcił wszystko, więc to była cena, którą musiał kiedyś zapłacić. Czy narzekał? I tak, i nie. Przecież każda sytuacja miała swoje wady i zalety.

Oczywiście wypytali również o Nialla i Harry powiedział również kilka rzeczy, nie chcąc jednak wdawać się w szczegóły, gdyby Horan jednak tego nie chciał.

Co gorsza, padły również pytania o jego życie uczuciowe. Czy poznał kogoś miłego w szpitalu, nawet i jakiegoś przystojnego pacjenta, któremu uratował życie. Musiał wtedy dobre pół godziny tłumaczyć, że zajmował się teraz swoimi obowiązkami w pracy, a nie romansowaniem. Mama jednak naciskała, będąc pewną, że na pewno poznał kogoś, kto wpadł mu w oko. Ale Harry zdecydowanie nie zamierzał się przyznawać, że jedyna osoba bliska jego gustom był Tomlinson. I to nie była jego wina, że akurat takie osoby mu się podobały. Co oczywiście nie znaczyło, że czuł cokolwiek do szatyna. Cenił go jako specjalistę, ale miał również pewne miejsce w swoim sercu dla tego paskudnego, acz jakże zabawnego, poczucia humoru.

Dlatego właśnie rodzicom nie powiedział nic, prócz tego, że na razie najważniejsza była praca. A Tomlinsonem nie musiał się martwić jeszcze przez kilkadziesiąt godzin, ponieważ kiedy on był u rodziców w niedzielę, tak ten miał wrócić do Anglii w poniedziałek, a na dyżur przyjść we wtorek. I to nie tak, że Harry specjalnie pytał, ale ludzie lubili gadać, więc on słuchał.

Jednak wracając do pracy; ta faktycznie była ważna, ponieważ dzień później — w poniedziałek, który od rana przywitał go deszczem i nieprzyjemnym wiatrem — Harry znów był w szpitalu. I poczuł, jak cudownie było wrócić jednak do rodziny. Nie musiał się niczym martwić chociaż przez jeden dzień.

Teraz próbował nie zasnąć, co wcale nie było jednak takie łatwe, kiedy oczy same się mu zamykały. Noc jednak była koszmarna, a on miał problemy z zaśnięciem w swoim mieszkaniu, kiedy chciał zdrzemnąć się gdzieś koło drugiej. Czuł, jakby miał piasek w oczach, a jeszcze zostały mu dwie godziny. Jasne, wypił kawę, starał się z kimś rozmawiać, a nawet wyszedł na chłód, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nic, dosłownie nic, nie chciało mu pomóc.

— Przynajmniej teraz jak padnę, to nie będzie żadnego problemu — mruknął do siebie Harry, upijając nieco wody ze swojego kubka. Słyszał szum niektórych urządzeń, szuranie chodzącego personelu i pochrapującego pacjenta, co powodowało, że zaczynała boleć go głowa.

Spojrzał na zegarek, ale nie minęła nawet minuta od momentu, w którym sprawdził godzinę poprzednio. Obiecał sobie, że kiedy wstanie, zadba o siebie, bo te nocne dyżury wykończą go w którymś momencie. Na samym początku miał swoje małe rutyny, ale to było kilka miesięcy temu, kiedy był młody, głupi i pełen niezrozumiałych teraz dla siebie marzeń.

Może gdyby jeszcze nie siedział jeszcze wcześniej w szpitalu, to byłoby inaczej. Teraz jednak był w swoim stadium marudzenia i pesymizmu.

W końcu podniósł się, robiąc sobie kawę. Nie chciał zasypiać, wiedząc, że mógł nie obudzić się po godzinie, a dopiero gdzieś w południe. Musiał jakoś wytrzymać i cieszył się, że używał komunikacji miejskiej albo nóg, aby gdzieś dotrzeć, ponieważ nie sądził, aby udało mu się siąść w swoim stanie za kółko. A ostatnim czego chciał to spowodowanie wypadku.

Miał tylko nadzieję, że reszta tygodnia będzie w porządku, bo jeżeli taki był początek, to on już zaczął się tego obawiać.

Na szczęście może jego myśli tylko były takie paskudne, ponieważ przez kolejne dwie godziny był względny spokój. Jasne, to nie tak, że nie pojawił się żaden pacjent, ale nie było żadnego ciężkiego przypadku czy wypadku. Ucieszył się nieco z tego, ponieważ nie musiał wysilać się i skupiać pomimo zmęczenia.

✓ | Stitches On Our HeartsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora