Rozdział XIV

14 5 10
                                    

Celine chciała zabrać młot, którym wybiła dziurę w ścianie, żeby dostać się do Brielle i zatłuc nim tego, który ośmielił się walić w jej drzwi przed południem.

Zaserwowała pod nosem wiązankę przekleństw, owinęła się szczelnie szlafrokiem i z miną skazańca zeszła na dół.

Wciąż zaspana, nawet nie sprawdziła, komu otwiera, a kiedy w końcu otworzyła w pełni oczy, przeklęła po raz kolejny.

— Osobiście nie mógłbym spać tutaj spokojnie z wiedzą, co wyczyniał mój brat.

— Witaj, Mikel. — wpuściła go do środka.

— Ubierz się i wszystko mi wyjaśnij, albo w zasadzie nie ubieraj się. Twój strój nie ma znaczenia. Gdzie jest reszta? Nie powinni być tutaj już od... — szukał wzrokiem zegarka.

— Powinni, ale ich pociąg miał spore opóźnienie. Masz na razie tylko mnie. — zaprezentowała się dłonią.

— Na szczęście nie na długo.

— Wypraszam sobie — burknęła. — Życzysz sobie czegoś do picia? Krwi noworodków nie mam.

— Spokojnie, w francuskich sierocińcach ich nie brakowało — spiorunowała go spojrzeniem. — Fakt, że jesteś wampirem, nie powinien wpływać na sztywność poczucia humoru, dziecinko.

Rozsiadł się wygodnie na kanapie i z ulgą dostrzegł, że Celine zmieniła wystrój. Ten Victora był zbyt ponury.

Nie odpowiedział na jej pytanie, dlatego wzruszyła ramionami i tak poszła zaparzyć kawę i herbatę, bo po podróży na pewno ktoś tego potrzebował.

W momencie, w którym wróciła, drzwi otworzyły się ponownie.

Jonathan z Eranem wnieśli wszystkie bagaże, a ten drugi zdziwił się widokiem Mikela.

— O, miło was widzieć!

— Ciebie również. — odpowiedział Jonathan, chociaż nie było to do końca szczere.

Brielle przedostała się na swoje ulubione miejsce niepewnie. Opowiadali jej o Mikelu, ale dziwnie było jej patrzeć na brata tego, który trzymał ją zamurowaną dwieście lat.

— Fantastycznie, że wszyscy są, ale mógłby ktoś ściągnąć tutaj moje trzecie dziecko i tamtych dwóch pajaców?

— Chodzi ci o Anthony'ego i Crispina? — spróbowała Adeline.

— Nie będziemy czekać na Willa? — Celine zmarszczyła czoło.

— A po co nam tutaj książę Londynu? Bez urazy, bo bardzo go szanuję, ale na nic się nie przyda. Dojdzie wieczorem. Doceńcie moją fatygę i nie zadawajcie durnych pytań. Brielle może.

— Dziękuję?

— Nie masz za co, cukiereczku. — puścił jej oczko. Po niespełna dwudziestu minutach, dołączyła do nich wcześniej wspomniana trójka.

Mikel podniósł się z miejsca i od razu podszedł do Theresy. Ujął jej twarz w dłonie I dokładnie obejrzał, mrużąc przy tym oczy.

— Woah, nas tak czule nie witałeś. — sarknęła Celine.

— Theresa to diament, muszę o nią dbać — rzucił mimochodem. — Wybacz, że musisz przez to przechodzić.

Doskonale wiedział, że dręczą ją koszmary i nieprzespane noce. Gdyby tylko mógł jej pomóc, od razu by to zrobił. Nie znał jednak sposobu.

Skinęła tylko głową z nikłym uśmiechem i kiedy się odsunął, zaczęła opowiadać wszystko od samego początku, nie pomijając żadnego szczegółu.

Błękitna KrewWhere stories live. Discover now