Rozdział III

12 5 7
                                    

Celine siedziała na ciemnobrązowej skórzanej kanapie, łokcie opierając o swoje uda, a twarz o dłonie. Nerwowo ruszała prawą stopą.

Theresa tępo wpatrywała się w obraz, który wisiał tuż przed jej nosem. Przedstawiał trzy konie, które galopowały przy zachodzie słońca po wrzosowisku.

Eric patrzył na obie wampirzyce i co chwilę posyłał im przepraszający uśmiech.

— Że też MY musimy się ubiegać o audiencję — sarknęła Celine. — Czekamy już prawie dwie godziny. Dwie godziny! — rozłożyła ręce i spojrzała na swoich towarzyszy.

— Za tamtymi drzwiami są cztery ważne głowy — przypomniała jej Tessa. — Nie możesz tak po prostu sobie tam wejść i im przerwać. William na pewno wie, kto czeka. — zerknęła na Erica.

— Cóż, nie zdążyłem powiedzieć. — podrapał się w tył głowy.

Celine warknęła długo, podniosła i się wygładziła swoją bordową sukienkę.

— Nasza sprawa jest ważniejsza. — powiedziała, kiedy Tesssa chciała ją zatrzymać.

Blondynka zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że może z tego wyjść katastrofa.

Celine przeszła na korytarz, zrobiła kilka kroków i obcesowo złapała za dwie czarne klamki i pchnęła białe drzwi w głąb.

William siedział za biurkiem, w ręce trzymając pióro i podniósł na nią lodowate spojrzenie.

Pomyślała, że nic się nie zmienił przez te pół roku. Nadal odczuwało się chłód, kiedy napotykało się jego wzrok. Nadal nosił białą koszulę do kompletu z jakąś kamizelką, tym razem bordową.

Zamknęła za sobą drzwi, pokonała odległość, która ich dzieliła i dłonie oparła na biurku, a później nachyliła się i uśmiechnęła złośliwie.

— Sprawa niecierpiąca zwłoki — wycedziła. — Z tego, co wiem, wagi najwyższej.

William westchnął ciężko. Nie chciało mu się komentować jej zachowania. Wstał tylko i odchrząknął.

— Panowie — zaczął. — Celine Martin, przyjaciółka. — przedstawił ją.

Celine najpierw myślała, że się przesłyszała. Naprawdę nazwał ją przyjaciółką?

Później jednak powoli się odwróciła i napotkała spojrzenie trzech par oczu. Jedne z nich zabłysły zaciekawione, pozostałe były zdezorientowane.

— Halle Valen — pierwszy z nich również wstał i posłał jej ciepły uśmiech. — Książę z Oslo.

Miał miedziane włosy i zielone oczy, ale nie dorównywały tym Crispina. Ugryzła się w policzek, karcąc się za myślenie o nim.

Wyciągnął w jej kierunku dłoń, a kiedy ze zirytowaną miną pocałowała jego pierścień, on również musnął wierzch jej dłoni.

— Calvijn Van Asbeck — powiedział drugi. Nie brzmiał już tak miło, przez co się wzdrygnęła.

— Amsterdam. — wyprzedziła go, usta przytykając do zimnego pierścienia. Uniósł brwi z uznaniem, nie sądził, że będzie wiedziała.

Miał włosy tak czarne, jak Brielle czy William, i oczy niebieskie niczym te Jonathana.

Przyłapała się na tym, że każdego porównuje, więc kiedy natrafiła na tajemniczy uśmiech ostatniego księcia, starała się nie przywoływać żadnych obrazów znajomych jej osób. Za późno jednak.

Jego oczy do bólu przypominały te Tessy. Za to włosy miał po prostu brązowe.

Starała się zapamiętać, jak wygląda każdy z nich, żeby później nie popełnić gafy.

Błękitna KrewWhere stories live. Discover now