Rozdział 52

6.1K 259 0
                                    

Clarissa

Minęło siedem dni od promocji mojej książki i w końcu nastał ten dzień. Dzień ostatniej walki Matthew podczas której zyska tytuł do czego nie mam najmniejszych wątpliwości. W ciągu tych kilku dni prawie się nie widzieliśmy tyle co spędzaliśmy u siebie noce, ale najczęściej zostawaliśmy na noc u Matthew. Mieliśmy cały dom dla siebie i nikim się nie przejmowaliśmy.

Matthew wracał cały wykończony aż do ostatnich trzech dni przed walką. Wtedy miał wolne i spędzaliśmy te dni na leniuchowaniu na kanapie czy w sypialni, ale najczęściej w sypialni.

Nawet teraz pamiętam, jak to było, jak obudziłam się pewnego dnia z napięciem w dole ciała. Myślałam, że zbliża mi się okres a to nie były te dni. Wtedy otworzyłam z jękiem oczy a to co zobaczyłam sprawiło, że aż do teraz się rumienię. Moja koszulka nocna została podwinięta do piersi, a między moimi nogami schowana była głowa Matthew. Nogi zarzucane miałam na jego barki a on ssał i lizał mnie na przemian sprawiając, że wiłam się pod nim, a gdy miała już dojść opuścił moje nogi i obrócił mnie na brzuch.

Moje ruchy były mozolne, ale pomógł mi podnosząc moje biodra i rozsuwając moje nogi szeroko by po chwili wbić się we mnie. Poruszał się szybko i brutalnie, ale od pierwszego pchnięcia pokochałam to jak ból i przyjemność łączyły się ze sobą. Czułam na mojej łechtaczce jak jego jadra obijają się o nią co doprowadziło mnie momentalnie do orgazmu, ale jego nie. Wstrzymywał się, ile tylko mógł. Do momentu, w którym doprowadził mnie do orgazmu jeszcze dwa razy biorąc mnie na plecach i kiedy ujeżdżałam go a on leżał. To był intensywny dzień po których chodziłam cała obolała, ale i tak podobało mi się i chciałam to powtórzyć.

Tydzień temu to ja denerwowałam się swoim spotkanie autorskim a dzisiaj to Matthew chodzi cały spięty po szatni a nikt nie może go uspokoić.

- Matthew usiądź – pociągam go na ławkę, a kiedy siada staję za nim i masuję go po plecach przejeżdżając od czasu do czasu po jego włosach, czole i skroniach. Odchyla głowę do tyłu opierając ją na moim brzuchu.

W szatni momentalnie cichnie a ja czuję na sobie spojrzenia pełne niedowierzania. Jakby to było coś nowego uspokojenie go, ale to dziecinnie proste. Dotykam jego spiętych mięśni, chcę, żeby rozluźnił się na tyle na ile jest w stanie.

Kiedy ja pracuję, nad nim on razem z Mikiem rozmawiają o taktyce walki. Omawiają jeszcze raz metody walki jego rywala które swoją droga słyszałam już kilka razy a nawet oglądałam z nim kilka walk. Byłam szczerze zmartwiona, bo patrząc na styl walki Andrew wiedziałam, że walka nie będzie tak łatwa jak wcześniej podejrzewałam.

Oboje są tego samego wzrostu, podobnej wagi, ale na tym podobieństwa się kończą. W przypadku Matthew jego walka jest przemyślana a w przypadku Andrew chaotyczna i nieskoordynowana jakby nie wiedział jaki cios zadać przez to jest nieprzewidywalny a każda jego walka wygląda inaczej.

Jego mięśnie rozluźniają się, a kiedy chcę odejść i usiąść obok niego nie pozwala mi tylko przyciąga mnie na swoje kolana. Przytula się do mnie i wdycha równomiernie mój zapach, nos zatapia w moich włosach a ręce oplatają moją talię. Siedzę nieruchomo, bo wiem, że tego potrzebuję.

Nawet Carl mnie zaskoczył, bo przeprosił i teraz jesteśmy na lepszej stopie niż wcześniej. Wybaczyłam mu, bo wiem jakimi prawami rządzi się świat MMA. Chciał jak najlepiej dla Matthew, ale nie wiedział, że tylko mu tym szkodzi.

- Matthew jesteś gotowy? – Mike przerywa nam te ostatnie chwile razem. Walka ma odbyć się już za dziesięć minut i musimy się zbierać.

- Jest gotowy – odpowiadam za niego, kiedy cisza przeciąga się a Matthew nic nie odpowiada.

Siedząc w dalszym ciągu na jego kolanach odsuwam się od niego i podnoszę jego twarz. Patrzę w te jego cudowne oczy i widzę tak wiele uczuć, że aż mnie to przeraża.

- Zostawcie nas na chwilę – odzywa się ochrypłym głosem nie odrywając ode mnie wzroku.

- Matt to nie pora na... - zaczyna Mike, ale on go ucisza.

- Zostawcie nas – podnosi głos a po chwili zostajemy sami, bo wszyscy wychodzą jak najszybciej.

- Matthew musisz już iść – staram się przemówić mu do rozumu zanim się spóźni i przegra walkowerem.

- Kocham cię – wypala patrząc prosto w moje oczy. Całe moje ciało chłonie te dwa piękne słowa a w oczach stają łzy. – Kocham cię od dawna, ale bałem się, że nie czujesz do mnie tego samego. Ale i tak chciałem to powiedzieć zanim stoczę swoją ostatnią walkę.

- Też cię kocham – chciałam to zrobić po walce, ale nie mogę mu tego nie powiedzieć, kiedy on wyskoczył z tym wcześniej.

- Teraz mogę walczyć – oddycha z ulgą.

- Kocham cię – mówię jeszcze raz całując go raz za razem chcąc, żeby ta chwila wyglądała wyjątkowo.

- Dzieciaki musimy już iść – Mike stoi w drzwiach.

Przygląda nam się oceniając czy wyjaśniliśmy sobie wszystko. Za nim po korytarzu chodzi Carl, który mamrocze coś pod nosem.

Jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi. Za bardzo przeżywam to że w końcu powiedzieliśmy sobie co do siebie czujemy.

- Kocham ją – chwali się Matthew.

- A ja jego – uśmiecham się szczęśliwa.

- Jakbym tego nie wiedział – burczy w odpowiedzi i zamyka za sobą drzwi.

Przez chwilę patrzymy za nim a potem na siebie i wybuchamy śmiechem. Życie jest piękne.

Bad decisionWhere stories live. Discover now