Rozdział 49

5.7K 221 1
                                    

Clarissa

Wzięłam się w garść tak jak kazał mi tata i pojechałam na umówione przez niego spotkanie z Veroną. Oczywiście musiał mnie na nie zawieść, bo nie ufał mi na tyle żeby puścić mnie samą. Podczas drogi starał się mnie zagadać, ale ja nie mogłam z nim rozmawiać, bo nie wiedziałabym jak. Po tym czego się dowiedziałam o kłamaniu mi przez kilka lat inaczej na niego patrzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że byłby w stanie mnie okłamać, ale to zrobił.

- Poczekam na ciebie. – oświadcza, kiedy parkuje pod gabinetem. Wysiadam z samochodu nie racząc mu odpowiedzieć i wchodzę do środka.

Siadam na wyznaczonym przez recepcjonistę miejscu i czekam na swoją kolej. Kobieta co jakiś czas spogląda na mnie jakby się chciała upewnić czy aby na pewno jestem tą samą osobą. Zawsze starałam się wyglądać jak najlepiej, ale teraz jestem jednym wielkim nieszczęściem. Włosy chociaż umyte zaplotłam w luźny kok na czubku głowy. Co do ubrań to mam na sobie znoszone jeansy, baleriny i wielką czarną bluzę Matthew którą mu ostatnio podwędziłam. Wyglądam w niej jakbym była w sukience, ale jest bardzo wygodna i ciepła.

No właśnie Matthew. Od rana jest na siłowni, ale kiedy wychodził wiedziałam, że jego także to dotknęło. W nocy obejmował mnie i budził się razem ze mną. Nie odzywał się ani słowem i to znaczyło dla mnie o wiele więcej niż jakby chciał mnie pocieszać. Liczyło się tylko to, że JEST.

- Clari – w otwartych drzwiach do gabinetu stoi moja terapeutka Verona – Zapraszam do środka.

Podnoszę się i zachęcona przez nią wchodzę do środka. Gabinet wygląda jakby przeszedł generalny remont. Teraz jest jeszcze lepszy. Zielony kolor ścian z namalowanymi na niej złotymi listkami, na ścianach wiszą piękne obrazy z puzzli przedstawiające mur chiński, wieże Eiffla, Machu Picchu, Taj Mahal, akropol ateński a pozostałych nie rozpoznaje. Biurko także zmieniło się na lepsze jest teraz większe i ładniejsze a do tego stoi po lewej stronie od wejścia do gabinetu. Po prawej stronie stoją dwa fotele i kozetka, na której można się rozłożyć, jak kto woli.

- Zmieniła pani wystrój – zauważam i od razu rozkładam się na sofie. Zbieram koc z fotela i przykrywam się nim ściskając go w rękach.

- Taa... jeden z moich pacjentów stwierdził, że trzymam tu leki przeciwbólowe i zdemolował całe biuro. Na szczęście zrobił to w nocy, gdzie nikogo nie było i nic się nikomu nie stało. – odpowiada zadziwiać mnie tym.

- Niefajnie.

- Niefajnie, ale skończy ten temat a porozmawiajmy o tobie. Twój tata umówił tą wizytę, więc musiał też mi powiedzieć, dlaczego. – patrzy na mnie współczująco. – Jak się z tym czujesz?

- Myślę, że... - zaczynam, ale na chwilę odbiegam myślami, żeby zastanowić się jak tak naprawdę czuję w obecnej chwili. Kiedy wracam myślami do wczorajszych wydarzeń od razu odpowiedź wskakuje na odpowiednie miejsce. - ..., kiedy dowiedziałam się, że mój brat zginął przez to, że ktoś zaczął nielegalnie handlować narkotykami i narobił sobie kłopotów byłam wściekła jednocześnie na niego i na tatę. Na Andrew który swoją drogą był dilerem i nie pomyślał, że może tym kogoś skrzywdzić a krzywdził kogoś codziennie. Jak mógł sprzedawać narkotyki, od których ludzie umierają? Jak mógł być tak głupi? Ale jestem też wściekła na tatę, że nie powiedział mi prawdy. Chciałabym ją znać wtedy, bo dzisiaj nie bolałoby mnie to tak bardzo. – wycieram ręką łzy, które nagromadziły mi się pod powiekami. Wszystkie emocje, które kłębiły się we mnie po spotkaniu z tym człowiekiem dały znać w tym momencie. Złość, nienawiść, rozczarowanie i ból.

- Masz żal do taty?

- Mam i to wielki. – przecieram czoło ręką z bezsilności. – Jesteśmy rodziną powinien mi powiedzieć.

- Może myślał, że sobie z tym nie poradzisz i chciał cię przed tym bólem ochronić. Pomyśl nad tym jak on się wtedy czuł. Stracił syna i ktoś przychodzi do niego powiedzieć mu, że to przez niego stracił dziecko.

- Wiem, że ma pani rację, ale to tak bardzo boli – więcej łez spływa po mojej twarzy nie daję rady ich wytrzeć rękę. Przed moimi oczami pojawia się paczka z chusteczkami. Wyciągam z pudełka jedną i wycieram oczy czkając co chwilę.

- Musisz sobie wybaczyć. – mówi spokojnym głosem.

- Ale co?

- To, że nie mogłaś zrobić nic, żeby go uratować i że jest przy tobie ktoś dla kogo warto żyć. Pamięć o twoim bracie zawsze będzie z tobą i już zawsze będziesz czuła ten ból. Anthony był twoim bliźniakiem, więc zastanów się nad tym czy chciałby widzieć cię taką jaką jesteś teraz. Smutną, złą i załamaną. Dla niego byłaś roześmiana, radosna i szczęśliwa. – jej słowa trafiają w mój czuły punkt.

- Jak mam sobie wybaczyć to, że nie potrafiłam pomóc mojemu bratu? Mogłam uciskać jego rany mocnej. Mogłam bardziej się postarać. Jak mogłam tak szybko się poddać. – wyrzucam z siebie te słowa. Ciążyły mi one od wielu lat i w końcu tama pękła. Wszystko wylało się ze mnie jak łzy, które co chwilę wycieram.

- Clarisso tak po prostu miało być. Nikt nie mógłby, mu pomóc i wiesz o tym, ale z jakiegoś powodu tkwisz w tej bańce cierpiąc dzień po dniu. – mówi łagodnie. - Pozwól odejść twojemu bratu. Pozwól sobie odnaleźć spokój. – te słowa wypalają się w moim sercu.

Rozkładam jej słowa na czynniki pierwsze i składam z powrotem. Nie ważne jak bardzo się staram wynik jest taki sam i dociera on do mnie w tym momencie. Mój brat nie żyje i nigdy już mnie nie przytuli, ale zawsze będę go miała w sercu. Już zawsze będę go widzieć w lustrze, kiedy będę patrzeć na swoje włosy czy oczy.

- Muszę już iść – uświadamiam sobie, że mam cholerną potrzebę zrobić jeszcze jedną rzecz. Wtedy będę mogła zostawić przeszłość w spokoju.

- Ale zostało jeszcze dwadzieścia minut – protestuje.

- Dziękuję – uciszam ja tymi słowami i biorąc ją w ramiona. Przytulamy się przez kilka sekund po czym zamaszystym krokiem wychodzę z jej gabinetu. Jej zszokowana mina mówi mi, że nie spodziewała się tego po mnie i pewnie rozmyśla nad tym czy nie umieścić mnie w szpitalu na obserwacji.

Wychodzę na zewnątrz wciągając w płuca świeże powietrze. Czuję świeżo skoszoną trawę, kwiaty no i wszystko musiało się zepsuć przez spaliny, z samochodów których jest zdecydowanie za dużo.

Po drugiej stronie ulicy przy zaparkowanym samochodzie stoi mój tata i pali papierosa co szczerze mnie zaskakuje. Jako były bokser przywiązywał bardzo wielką wagę do zdrowego odżywiania i tę naukę przekazał nam. Dlatego jego widok sprawia, że ogarniają mnie wyrzuty sumienia, bo to moja wina. To przeze mnie pali i przeze mnie się martwi.

Z mocnym postanowieniem zmierzam w jego kierunku i wyrywam mu papierosa z ręki. Rzucam go na ziemię i przydeptuję nogą.

- Wiesz, że to niezdrowe – strofuję go jak małe dziecko a on patrzy na mnie bez słowa.

Nie wiem jak mam go przeprosić, dlatego podchodzę do niego i przytulam się. Od tak dawna tego nie robiłam, że aż sama daję sobie w twarz, że nie zrobiłam tego wcześniej. Mój tata początkowo stoi bez ruchu, ale już po chwili czuję na swoich plecach jego ręce który przyciągają mnie do niego.

- Przepraszam. Wiem, że tylko chciałeś mnie chronić. Zawsze to robisz nawet jeśli tego nie chcę, ale to nie znaczy, że mniej cię przez to kocham. – bronił mnie całe moje życie i dopiero dzisiaj zrozumiałam jak wiele dla nas poświęcił. Chcę, żeby był ze mnie dumny i chodź jeszcze pewnie będę miała swoje kryzysy będę wiedzieć, że mój tata już zawsze będzie przy mnie.

- Kocham cię maleńka – mówi w moje włosy łamiącym się głosem. Gładzi mnie jedną ręką po plecach a druga po włosach.

- Wracajmy do domu – wyplątuję się z jego objęć i dopiero teraz patrzę mu prosto w oczy. Chcę, żeby zobaczył, że jego córka wróciła i nigdzie się nie wybiera.

- Wracajmy do domu – mówi a po jego policzku spływa łza, którą wycieram ręką.

Jadąc w drodze powrotnej śmiejemy się jak nigdy i wspominamy moje dzieciństwo. Dzisiaj nastąpił dzień, w którym zaczęłam żyć na nowo. Postanowiłam sobie, że będę lepszym człowiekiem takim jakim chciałby mnie widzieć Anthony.

Bad decisionWhere stories live. Discover now