Rozdział 23

7.1K 272 1
                                    


Matt

Powiedzieć, że czuję się nieswojo to mało powiedziane. Czuję się jakbym był na kolacji, z egzekutorem która w każdej możliwej wersji kończy się moim zgonem. Jej ojciec na każdy temat ma swoje zdanie i jest ona praktycznie takie, że jestem nieudacznikiem i gnojem. Nie powiedział tego wprost do mnie, ale tak się czuję z każdą minutą spędzoną w jej towarzystwie.

Jej pies właśnie tarmosi moją nogawkę a ja nie wiem co mam zrobić. Stoję jak kretyn z talerzami w rękach i psem przy nodze. Musi to wyglądać komicznie. Ale na szczęście Clarissie udaje się go odgonić.

Jednak to co dzieje się później jest jak najlepszy dla mnie prezent. Clarissa zaczynam się histerycznie śmiać. Całą jej twarz promienieję, jej usta idealnie układają się w ten piękny uśmiech a w oczach widać radość. To pierwszy raz, kiedy ją taką widzę i stwierdzam, że chciałbym widzieć jej uśmiech częściej.

Odnosimy wszystkie naczynia do zlewu i zaczynamy mycie. To znaczy Clarissa myją a ja wycieram i odkładam na półkę. To kolejna rzecz, która jest dla mnie nowa. Przez to, że straciłem bardzo wcześnie rodziców nie miałem okazji zobaczyć jak to jest mieć rodzinę.

Chociaż jej ojciec nie przyjął mnie za dobrze od razu było widać, że bardzo kocha swoją córkę i stara się ją chroniąc. Nawet przede mną. Kiedy patrzę na nią myjącą naczynia zastanawiam się jak to się stało, że pojawiła się w moim życiu. Jest jak zupełnie coś nowego i nieznanego.

Nie pamiętam, jak to było jeść razem kolację z rodzicami czy spędzać z nimi czas. Czasami mam przebłyski wspomnień, ale są one bardzo zamglone. Nie pamiętam nawet ich twarzy. Mam tylko jedno ich zdjęcie, na które czasami zerkam. Ale patrząc na nie mam wrażenie, że są to zupełnie obce osoby.

- Przepraszam – głos Clarissy wyrywa mnie ze wspomnień o rodzinie. Dopiero teraz dociera do mnie dźwięk telefonu. – Usiądź z tatą. – przystaję jeszcze na chwilę. – Ale nie pozabijajcie się.

Po chwili już jej nie ma a dźwięk telefonu milknie. Nie mam wyjścia i siadam naprzeciw Pana Michaela. Pod jego czujnym okiem czuję się jakbym był w szkole na rozmowie z dyrektorem. Cała ta kolacja to jedno wielkie nieporozumienie. Powinienem wyjść od razu po rozmowie z nią. Ale nie bo po co. Chciałem spędzić z nią jeszcze więcej czasu, bo nie wiedziałem, kiedy będę mógł spotkać się z nią po raz kolejny.

- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał. – rozpoczyna rozmowę ze mną. Opiera ręce na blacie stołu. –Moja córka to wyjątkowa kobieta. Wiem, że jest bardzo wrażliwa i podatna na wpływy. Każdemu pomoże a przez to jest narażona na niebezpieczeństwo. Jeśli ją skrzywdzisz to uwierz mi nikt ci nie pomorze. Nawet to, że walczysz na ringu.

Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nie zraniłbym jej ani uderzył. A jej ojciec tak się właśnie zachowuję. Jakby czekał aż podniosę na nią rękę. Zachowuję się jakby mnie znał i wiedział, że jestem złym człowiekiem. Przez tą aferę może się tak wydawać, ale miałem dobre intencję.

- Nigdy bym jej nie skrzywdził. – mówię z całą stanowczością. – Wie pan, że kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem zastanawiałem się co taka drobna i delikatna kobieta robiła na mojej walce. Nawet po tym jak wygrałem nie została do końca tylko od razu wyszła. Jakby wcale nie przyszła tam dla walki. Potem znowu ją zobaczyłem po raz kolejny myślałem, że mam szczęście spotkać ją po raz kolejny. Ale nie przewidziałem tego co się stało później. Chciałem zrobić coś dobrego dla kogoś innego. Potem, kiedy dostała tego ataku...

Bad decisionWhere stories live. Discover now