Rozdział 4

8.7K 290 4
                                    

Clarissa

- Jak się czujesz? Dawno cię nie było – idąc na spotkanie z moją terapeutką wiedziałam, że to spotkanie nie będzie łatwe. Myślałam, że mam to za sobą, ale się myliłam.

- Znowu miałam koszmar. To było jak powrót do przeszłości. – po tym okropieństwie nie mogłam długo dojść do siebie. Spędziłam dwa dni w pokoju, nie wychodząc z niego. Tata przynosił mi jedzenie i wracał po puste talerze. Wiedział, że potrzebuję czasu na to, żeby to przeżyć po swojemu, ale i tak widziałam zawód na jego twarzy, kiedy odmawiałam wyjścia z pokoju.

- To nie będzie łatwe. Nawet po dwudziestu latach będziesz o tym pamiętać. – mówi spokojnie Verona.

Czuję się z tym okropnie. Chciałam pokazać tacie, że jestem silna. Miętolę w ręce poduszkę. Czasami mi to pomaga, ale nie tym razem.

- Jestem okropna – czuję wzbierające łzy. – Tata też przeżywa stratę a ja zachowuję się jakbym to tylko ja została skrzywdzona. Ale on też cierpi. Ale nie okazuję tego, bo wie, że ja się rozpadnę. – rozpacz ogarnia moje ciało a w środku czuję pustkę.

Przyciskam poduszkę do brzucha. Zatapiam się w swojej rozpaczy. Wybucham wstrzymywanym płaczem. Nie mogę się opanować. Wracają do mnie wspomnienie z tamtej nocy. Tego uczucia nie da się opisać. To jakby ktoś po raz kolejny wyrywał mi serce z piersi i pokazywał mi je na oczy.

- Clarisso, twój tata przeżywa to na swój sposób. Ale to ty byłaś tam, kiedy twój brat odchodził. – czuję jej dłoń na moim ramieniu.

- Ja straciłam brata, ale on syna. On też cierpi. – widzę to każdego dnia. Oboje udajemy. Ja udaję, że tego nie widzę. Po prostu to ignoruję. A tata zawsze obraca wszystko w żart. Myśli, że jestem małym dzieckiem, które nie rozumie jeszcze wszystkiego ale prawda jest taka, że rozumiem to aż za dobrze.

Mama odeszła od nas, kiedy mieliśmy po osiem lat. Znudziła się naszą rodziną. Mną, bratem i moim tatą. Minęło prawie dwadzieścia lat a ja nadal pamiętam, jak wychodziła z domu z walizką. Nawet się nie pożegnała. Wsiadła do samochodu i odjechała. Pamiętam jak mój brat mnie przytulał, a ja płakałam. Powiedział, że już nigdy nie pozwoli żebym przez kogoś płakała.

I tak zrobił. Za każdym razem jak ktoś mi dokuczał albo mnie obrażał on był przy mnie. Zawsze mnie bronił. Ale teraz gdy go nie ma i nie wiem jak mam obronić się sama. Zawsze mogłam na niego liczyć i to najbardziej boli. Świadomość tego, że nie będzie go przy mnie.

- Może przyjdź z nim na kolejną wizytę. To będzie krok na przód. Może pozwoli wam to na pogodzenie się z tym co się stało – Vrona zachęca mnie. Wiem, że chce dobrze, ale nie wiem czy tata się zgodzi.

- Porozmawiam z nim, ale nie wiem czy to coś da – już kilka razy mówiłam mu, żeby szedł do psychologa. Jeśli nie ze mną to sam. Ale za każdym razem mówił, że nie ma takiej potrzeby.

Wypłakanie się przed Veroną bardzo i pomogło. Mogłam płakać, krzyczeć a ona ani razu mnie nie oceniła. Na tym mi najbardziej zależało.

- Mam dla ciebie propozycję. Koszmar mógł być jednorazowym epizodem, ale może się powtarzać. A tego nie chcemy. – uspokaja mnie, kiedy widzi moją spanikowaną minę. Musisz mieć kogoś kto pozwoli ci no tym zapomnieć i kogoś kto będzie przy tobie w trudnych chwilach. Idź do schroniska i zaadoptuj psa albo kota. Jak wolisz – Verona wychodzi z pomysłem.

Pies. Kot. Nigdy o tym nie myślałam. Ale wiedząc, że w każdej chwili coś może im się stać przeraża mnie. Nie zniosłabym utraty kolejnej osoby.

- Nie sądzę, żeby... - zaczynam, ale mi przerwa.

- Wiem, że się boisz utraty kogoś, ale tylko wtedy, kiedy masz coś do stracenia doceniasz to. Ponieśliście ogromną stratę, ale pamiętaj, że masz także tatę, który bardzo cię kocha. Wiem, że na pewno by chciał zobaczyć uśmiech na twojej twarzy.

- Przecież się uśmiecham – sprzeciwiam się.

- Sama jestem matką i dobrze wiem, kiedy ktoś wymusza na sobie uczucia. Śmich, płacz, radość. A zwłaszcza kiedy ktoś cierpi a ukrywa to przed każdym.

Wiem, że ma rację, ale to trudne cierpieć na widoku. Zawsze się z tym ukrywałam. A ona mówi mi żebym przestała.

- Spróbuj. – zachęca mnie.

- Nie mogę – ledwo udaje mi się powiedzieć to jedno maleńkie zdanie. Nie jestem gotowa. Ale może kiedyś.

- Dobrze. Nie będę cię dzisiaj męczyć, ale zastanów się nad tym co ci powiedziałam – podnosi się z kanapy obok mnie i siada za biurkiem. – Przyjdź do mnie za tydzień. Zobaczymy czy będziesz miała kolejny koszmar.

- Dziękuję – odpowiadam i szybko podnoszę się z miejsca, a jeszcze szybciej opuszczam budynek.

W drodze do samochodu obserwuję, jak zmienia się świat. Jak szłam na wizytę było widno, ale teraz jest piękny zachód słońca. Na niebie widać cudowne kolory; niebieski i różowy przeplatają się ze sobą. Tworzą niesamowity widok. Niezapomniany. W takich momentach zapominam, że mam jakiekolwiek problemy. Ale prędzej czy później one i tak nas dopadną.

Wsiadam do samochodu rozmyślając nad tym co powiedziała mi Verona. Że muszę mieć kogoś kto będzie przy mnie, w trudnych chwilach.Chciałabym mieć taką osobę. Ale boję się tego co może się stać. Tego, że tymrazem się nie podniosę, kiedy spadnie na mnie kolejna strata.

Bad decisionWhere stories live. Discover now