Rozdział 29

6.3K 271 48
                                    

VALENTINA

Tego dnia, kładąc się spać, mogłam myśleć jedynie o tym, że następnego dnia zobaczę Anthony'ego. Wysłucham jego wspomnień z wakacji, będę oglądać opaloną skórę i znów poczuję się bezpiecznie.

Przez ostatni miesiąc działałam wedle jego wskazówek – żadnego użalania się nad sobą, rozpamiętywania, odliczania i gdybania. Żyłam trochę jak robot, ale po czasie zaczęłam zauważać, że uśmiecham się niekontrolowanie podczas rozmów z innymi. Radość sprawiały mi poranne treningi w parku i próbowanie nowych dań z Alexandrem zawsze po pracy. Nie chodziłam już tak często do szpitala, a gdy tam byłam, opiekowałam się tatą tak, jakby wciąż mnie pamiętał. W którymś momencie po prostu przestał zwracać na mnie uwagę.

Wieczory spędzałam na całkowitym relaksie: w wannie, z maseczką na kanapie, popijając wodę z ogórkami i stroniąc się od wszelkich negatywnych myśli.

Zapisałam się na terapię.

Opowiedziałam o moich przeżyciach oraz o tym, co dzieje się u mnie teraz. Okazało się, że wygadanie się komuś zupełnie obcemu przyniosło mi wiele ulgi i pozwoliło spojrzeć na moje problemy z zupełnie innej strony.

Przewracałam się z boku na bok, a mimowolny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Anthony ucieszy się, widząc mnie właśnie taką – radzącą sobie coraz lepiej. Gdy wyjechał, myślałam, że nie dam sobie rady, a jednak chwilowa rozłąka pozwoliła mi nabrać sił.

Kiedy już chciałam wstać z łóżka i zejść na dół, do kuchni, aby zrobić sobie herbatę i posiedzieć na nocą na dworze, mój telefon zbudził się do życia. Charakterystyczne wibracje zaczęły poruszać urządzeniem po powierzchni szafki nocnej.

Zmarszczyłam brwi i wychyliłam się w tamtą stronę.

Na widok numeru pochodzącego ze szpitala, serce podeszło mi do gardła.

Ale odebrałam.

A kilkanaście minut później wybiegłam z domu z szerokim uśmiechem na twarzy i świadomością, że mój tata o mnie pytał. O Val. O swoją córeczkę.

ANTHONY

Zaparkowałem przed domem rodzinnym krótko po dziesiątej rano. Ruby spała na fotelu pasażera z dłonią przyciśniętą do policzka, a ja ziewałem nieustannie. Lot do Londynu zupełnie mnie wykończył, a na ten dzień miałem do zrobienia jeszcze kilka bardzo ważnych rzeczy.

Dźgnąłem siostrę w ramię, aż zaskoczona podskoczyła na siedzeniu i przesunęła rozkojarzone spojrzenie po przestrzeni samochodu.

– Już na miejscu? – zapytała smętnie, głosem przepełnionym sennością.

Pokiwałem głową z napięciem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Ojciec zaproponował zjedzenie wspólnego śniadania po naszym powrocie, ale nasza ostatnia rozmowa odbyła się ponad dwa tygodnie temu. Mógł więc zapomnieć, a zaproszenie mogło okazać się chwilowym impulsem.

Wysiadłem z pojazdu, wyciągnąłem walizkę Ruby z bagażnika i wraz z siostrą u boku ruszyłem do wejścia. Zanim jednak udało nam się dojść do domu, drzwi otworzyły się zamaszyście, a w ich progu ujrzałem tatę.

Miał na sobie flanelową koszulę w kremowym odcieniu i jasnobrązowe spodnie. Ułożył włosy i zadbał o zarost. Spojrzenie miał promienne. Wpakował dłonie do kieszeni spodni i patrzył na nas wyczekująco.

Obrzuciłem wzrokiem zaskoczoną Ruby. Jej lewa brew wyskoczyła do góry na krótki moment, a jednak wciąż twardo szła przed siebie.

– Jesteście – zauważył co prawda niezbyt wesołym, ale też nie kompletnie obojętnym tonem. – Zrobiłem śniadanie – oznajmił.

HEARTLESSWhere stories live. Discover now