Rozdział 1

11.7K 330 39
                                    

VALENTINA

Dwa lata później

Przekroczyłam próg budynku firmy krótko przed ósmą rano, od razu napotykając biegających po korytarzach ludzi w idealnie dopasowanych, granatowych uniformach. Wiosenne promienie słońca zalewały przestrzeń poprzez wysokie okna, jakie znajdowały się na parterze, sprawiając, że nieskazitelnie białe wnętrze wydawało się jaśniejsze niż zwykle. Za szerokim, marmurowym kontuarem siedziała młoda brunetka, która spięła włosy w wysoki kucyk i utkwiła skupione spojrzenie w ekranie laptopa. Po mojej prawej znajdowała ogólnodostępna dla pracowników kawiarnia, w której teraz krzątało się kilka osób, niosących papierowe kubki z kawą w dłoniach. Po mojej lewej natomiast, stały trzy długie kanapy, wykończone pikowanym, białym obiciem. Na jednej z nich siedział starszy mężczyzna o siwych włosach. Miał na sobie ciemnozielony garnitur i jasne, lakierowane buty. Gruby nadgarstek oplatał złoty zegarek, w którego stronę nieustannie zerkał.

Stukanie szpilek o podłogę odbiło się echem od pustych ścian, ściągając kilkanaście par oczu w moją stronę. Większość pracowników skinęła mi głową lub wymamrotała pod nosem grzeczne powitania, spiesząc się jednak zbyt mocno, by poświęcić minutę czy dwie na rozmowę. Recepcjonistka obdarzyła mnie odrobinę spanikowanym spojrzeniem, kiwając głową w kierunku naszego gościa. Mężczyzna natomiast podniósł się z kanapy, po czym poprawił poły marynarki i pewnym siebie krokiem ruszył w moją stronę. Usta ściągnięte miał w wąską kreskę, a brwi wykrzywione w dość nieprzyjaznym grymasie. Jego mocno wycięta szczęka i ostre spojrzenie jeszcze dwa lata temu zapewne przyprawiłyby mnie o ciarki, lecz nie teraz. Doskonale znałam ten typ człowieka, a przez ostatnich kilkanaście miesięcy wypracowałam idealny schemat zachowania, dzięki któremu uda mi się zapobiec ewentualnym sprzeczkom.

– Pani Valley – rzucił na starcie, unosząc podbródek. Miał nieprzyjemny głos, który kazał mi sądzić, że jego właściciel raczył się paczką lub dwoma papierosów dziennie. Wyciągnął w moją stronę prawą dłoń, a na serdecznym palcu dostrzegłam grubą obrączkę.

– Panie Radcliffe – odparłam, odwzajemniając uścisk dłoni. Szybko jednak zabrałam rękę, wyczuwając warstewkę potu na jego nadgarstku. Z całych sił starałam się nie skrzywić. – Co pana do nas sprowadza? – zapytałam przesadnie uprzejmym głosem, którego używałam zawsze przy rozmowach z klientami, a zwłaszcza z tymi, na których firma mogła sporo zarobić.

Omiótł mnie wzrokiem, rozciągając wargi w co prawda powściągliwym, lecz wiele mówiącym uśmiechu. Na moment dłuższy, niż sobie tego życzyłam, zatrzymał spojrzenie na odkrytym dekolcie, szczególnie zaznaczonym obcisłą sukienką.

– Znajdzie dla mnie pani chwilę lub dwie? – zagaił po chwili, z trudnością skupiając wzrok z powrotem na mojej twarzy.

– Oczywiście.

Ruszyłam w stronę wind, po drodze jednak zatrzymując się na chwilę przy kontuarze i poprosiłam recepcjonistkę o dostarczeniu dzbanka miętowej herbaty oraz filiżanki kawy z dwoma łyżeczkami cukru do mojego gabinetu. Brunetka wydawała się zmieszana i skrajnie zestresowana, wyczuwając obecność Radcliff'a, ale po chwili zawahania kiwnęła mi głową i zerwała się z miejsca. Obejrzałam się za ramię, dostrzegając, że w zaledwie kilka sekund, zdążyła już wejść do kawiarni.

– Wszyscy chodzą tu jak w zegarku – zauważył mój gość, nie kryjąc wywołanej tym spostrzeżeniem zadumy. – No, prawie wszyscy – dodał, po raz kolejny posyłając w moją stronę zagadkowy uśmiech.

– Co ma pan na myśli? – zapytałam od niechcenia, wstukując w panel windy trzydzieste piąte piętro. Drzwi zamknęły się za nami, zatrzymując nas na chwilę w ciasnej przestrzeni.

HEARTLESSDär berättelser lever. Upptäck nu