Rozdział 33

1.9K 149 33
                                    

No cześć, moje kochane Laleciątka!

Tak jak obiecałam, powracam! Dla tych, co już nie mogli się doczekać, zapraszam prosto do rozdziału. Dla tych, którzy są ciekawi, dlaczego mnie tyle nie było, możecie zostać tutaj trochę dłużej (dużo dłużej, bo się troszkę za bardzo rozpisałam), aby dowiedzieć się, dlaczego od roku (tak, sprawdziłam, kiedy opublikowałam ostatni rozdział) nie było ode mnie znaku życia.

Zacznijmy od tego, że we wrześniu wyjechałam z chłopakiem do pracy do Niemiec. Zapowiadało się naprawdę super - opis pracy wydawał się nie najgorszy, poza tym stawka w Euro. Mój chłopak już wcześniej pracował w Niemczech i stwierdził, że bez problemu uda nam się zrobić i odłożyć ładną sumkę. Ta... to wszystko wyglądało pięknie tylko w teorii, bo już od początku mieliśmy same problemy. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że nasi pracodawcy mieli jakiś "błąd" i nie ma dla nas miejsca w hotelu, więc umieścili nas w hotelu zastępczym. Spoko, zdarza się. Ale następnego dnia, po godzinie 23 kiedy wróciliśmy do hotelu po pracy i jedyne o czym myśleliśmy, to żeby iść spać, okazało się, że nasze karty do pokoju nie działają. Recepcjonista powiedział, że zaszedł "błąd" i nie powinno być nas w tym pokoju. Musieliśmy więc przenieść się do innego pokoju, a byliśmy po 10 godzinach fizycznej pracy. Co więcej, do pracy mieliśmy mieć 3 km, a mieliśmy ich 20. Po tygodniu przeniesiono nas na inny hotel, tym razem ponoć docelowy. I tam się zaczął prawdziwy horror. Przez dwa tygodnie nie mogliśmy się doprosić o dostęp do pralki, wszystko praliśmy ręcznie pod prysznicem; chociaż mieliśmy ją obiecaną w ofercie. Nocami pod oknami słychać było krzyki, bójki i trzaskanie butelek. Weekendami nawet po trzy razy dziennie dzwoniły alarmy przeciwpożarowe, bo ktoś postanowił sobie podpalić kosz z pościelami zostawiony przez sprzątaczki, albo w ogóle były to fałszywe alarmy. A, no i z lodówek wypadały karaluchy. Nasz pracodawca po skonfrontowaniu go z tym powiedział, że "to nie są karaluchy, tylko azjatyckie robaki", jakby to cokolwiek zmieniało. Byliśmy już tym wszystkim tak zmęczeni, że złożyliśmy wypowiedzenie. Ja nie wiem, jakie zdanie musieli mieć o nas pracodawcy, ale zapewne nie najlepsze, skoro nasz przełożony siedział po turecku na biurku, kiedy my chcieliśmy z nim porozmawiać. Zapytał nas nawet, dlaczego chcemy zrezygnować z pracy, chociaż na bieżąco informowaliśmy go o wszystkich problemach, z czego największym oczywiście było lokum i brak pralki. Kiedy mu to powtórzyliśmy, jak gdyby nigdy nic oznajmił, że mają jeszcze trzy inne hotele i mogą nas tam przenieść. Nie chcieliśmy. Byliśmy już zbyt zmęczeni psychicznie. Na koniec jeszcze oszukali nas na wypłacie, bo dostaliśmy o 150 Euro mniej niż powinniśmy. Tak więc, jeśli będziecie chcieli kiedyś jechać do pracy za granicę, sprawdźcie dobrze pracodawcę i przede wszystkim nie jedźcie od polskiego pośrednika do zagranicznego pośrednika. Myślimy, że to było głównym powodem naszych problemów.

Po powrocie do Polski daliśmy sobie miesiąc, żeby odpocząć psychicznie. Poznałam dalszą rodzinę mojego chłopaka, urządziliśmy sobie mały wyjazd. A potem zaczęła się praca na miejscu. Zatrudniłam się w supermarkecie. Praca ciężka, ale w sumie spoko płatna, bo nie dość, że ma się stawkę nocną, to jeszcze nadgodziny. Lubiłam tą pracę, szybko zostałam rzucona na kasę, bo tam sprawdzałam się najlepiej i lubiłam kontakt z klientem. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że zaczęły się problemy z kierownikiem i jego wymaganiami niemożliwymi do spełnienia przez trzy osoby na zmianie. Do domu wracałam wykończona najpierw fizycznie, a potem również psychicznie. Potrafiłam ryczeć w poduszkę do snu. Nie chciałam zmieniać pracy, ale w końcu chłopak mnie do tego przekonał, twierdząc, że to będzie dla mnie najlepsze wyjście.

Teraz pracuję w biurze. Praca chociaż momentami stresująca, jest naprawdę przyjemna. Mamy fajny zespół i kierowniczkę. Nawet dostałam już podwyżkę. Nie dużo, ale zawsze coś. Przynajmniej będę miała za co kupić paliwo. 

Sam wybiorę swoje przeznaczenieWhere stories live. Discover now