Rozdział 27

2.7K 219 42
                                    

Hejka, moje kochane Laleciątka!

Wesołych Świąt Wielkanocnych! Życzę wam smacznego jajka, mokrego dyngusa i wszystkiego, czego byście sobie chcieli!

Ta... Jestem beznadziejna w składaniu życzeń, bardzo za to przepraszam. Ale w ramach rekompensaty mam dla was dzisiaj dwa rozdziały!

...

Nie sądzicie, że ostatnio za bardzo was rozpieszczam? Najpierw mały maraton, teraz z okazji świąt dwa rozdziały... No ale widząc, jak się cieszycie na kolejne części, po prostu nie mogę zrobić inaczej! 

Zapraszam do czytania!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Harry z pewnej odległości wpatrywał się we Wrzeszczącą Chatę, nadal nie dowierzając w to, co zamierzał zrobić. Z jednej strony wiedział, że gdyby coś poszło źle, jest już martwy, ale z drugiej pozostawała myśl, że może to spotkanie rozwieje wiele wątpliwości, pomoże mu podjąć decyzję oraz zapewni pewne bezpieczeństwo jego bliskim, przynajmniej od jednej strony konfliktu.

Poprawił kurtkę, mocniej owinął się szalikiem i odetchnął głęboko.

- No to idziemy.

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?- po raz któryś spytała Hermiona, która odkąd tylko dowiedziała się o spotkaniu, próbowała wybić je przyjacielowi z głowy, a teraz miała się tam pojawić razem z nim.

- Znasz odpowiedź, Hermiono.- mruknął chłopak, zaczynając iść w stronę miejsca spotkania.- I więcej jej nie powtórzę. Sal, mam nadzieję, że chociaż ty się nie wahasz?

Idący obok nich mężczyzna wyglądał na całkowicie spokojnego, co nieco podnosiło na duchu jego potomka oraz trochę go uspokajało. Młody ślizgon czuł się lepiej wiedząc, że chociaż jedno z ich trójki jest spokojne.

- A gdzie tam.- machnął ręką mężczyzna.- Nie ważne, jak silny jest ten dzieciak, przy mnie raczej nie wypada najlepiej. Nie musisz się bać o wasze tyłki, Harry. I przestań się tak denerwować. Jeśli Tommy zobaczy, że się boisz, ugrasz mniej, niż byś chciał. Jesteś w stanie sobie poradzić, dzieciaku. A nawet jak myślisz, że nie, to graj. Twoi wrogowie nie muszą wiedzieć, że tylko zakładasz maskę.

- Ty kiedyś musiałeś tak sobie radzić?- podpytał Harry.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

- Tak... na samym początku.- przyznał.- Ale z czasem zacząłem nabierać pewności w swoje zdolności. Jeszcze trochę cię nauczę i też to zrobisz. No i jak do końca ustabilizujesz swój rdzeń, to też ci się polepszy.

Harry skinął głową i po chwili przybrał na twarz spokojną maskę. Z taką miną pchnął drzwi od Wrzeszczącej Chaty i wszedł do środka, ściskając w dłoni różdżkę.

W całym budynku było nienaturalnie cicho, nie słychać było nawet wycia wiatru czy skrzypienia desek. Harry ścisnął mocniej różdżkę, zdając sobie sprawę, że to jest bardzo nienaturalne. Nie miał pojęcia, czy to zaproszenie to nie była pułapka, a wrażenie, jakie wywoływała w nim Wrzeszcząca Chata, tylko potęgowało jego spięcie i zdenerwowanie, przypominając, że jeśli znowu wpadnie w kłopoty, to na niebezpieczeństwo narazi nie tylko siebie.

Chłopak wszedł głębiej do budynku, jednak na parterze zdawało się nie być żywego ducha. Kiedy wchodził na piętro przez myśl przeszło mu nawet, że może Voldemort go wystawił, ale ta myśl jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła, jak tylko zajrzał do pomieszczenia, które kiedyś chyba było pokojem gościnnym. Tom Riddle siedział tam wygodnie na widocznie odnowionym fotelu i popijał czerwone wino.

Sam wybiorę swoje przeznaczenieWhere stories live. Discover now