Rozdział 31

4.9K 136 2
                                    

Dziś jest chyba pierwszy raz w historii, kiedy Philip Welsh spóźnił się do pracy. Staliśmy pod salą już dobre czterdzieści minut, kiedy na horyzoncie, nareszcie pojawiła się dobrze mi znana sylwetka mężczyzny.

Jednak już z daleka było widać, że coś jest nie tak, ponieważ idąc do nas lekko się chwiał, gdy podszedł bliżej, zobaczyłam jego niechlujnie zawiązany krawat, odpięty guzik na klatce piersiowej i poplamioną marynarkę.

Bez słowa podszedł pod drzwi i je otworzył.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, momentalnie pojawiły mi sie w nich łzy i nieświadomie zakryłam ręką usta.

- Hope - Ruby podeszła do mnie i lekko przytuliła.

- Co ja mu zrobiłam? - spytałam sama siebie chrapliwym głosem.

- To nie twoja wina.

- Moja.

- On musi sam w końcu dojść do tego, że nie będziecie już razem.

- To już trwa pięć miesięcy, a odkąd się widujemy jest jeszcze gorzej - stwierdziłam. - Martwię się o niego.

- Daj mu czas.

- Dziewczyny chodźcie, jego lepiej dzisiaj nie denerwować.

Josh miał rację, Welsh był bardzo nerwowy, warczał na wszystkich i co chwile popijał kawę z papierowego kubka, a z każdym łykiem chwiał się coraz bardziej.

To zdecydowanie nie była kawa.

- Koniec - bełkotał. - Idźcie już sobie - odwrócił się do nas tyłem i wypił całą zawartość kubka.

Chciałam poczekać, aż wszyscy wyjdą, ale gdy potknął się o własne stopy i omal nie zabił o biurko, nie wytrzymałam i podbiegłam do niego. Udało mi się go złapać w ostatniej chwili.

- Philip, co ty wyprawiasz? - spytałam, gdy oparł się o mnie.

- Cześć piękna - chciał mnie pocałować, ale zdążyłam odchylić głowę, nie pozwalając mu.

Wzięłam za to do ręki kubek i powąchałam go.

- Szkocka. Naprawdę?

- Dobra szko-cka - stwierdził z ogromnym bananem na twarzy.

- Irlandczyk pijący szkocką. To nie mogło się dobrze skończyć - stwierdziłam kręcąc głową z niedowierzania.

- W porządku? - podszedł do mnie Edi.

- Tak.

Odwróciłam głowę w stronę drzwi i zobaczyłam zmartwionych przyjaciół, cała reszta wyszła już z sali.

- Wracamy do domu - zwróciłam się do mężczyzny.

- Z tobą zawsze kochanie - wyznał i mocno się we mnie wtulił.

Sięgnęłam do jego prawej wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnęłam kluczyki z jego samochodu. Philip nigdy nie zmienia swoich przyzwyczajeń, kluczyki z samochodu zawsze nosi w wewnętrznej prawej kieszeni marynarki, portfel w lewej, a telefon w prawej kieszeni spodni.

- Edi, mógłbyś zabrać jego teczkę? - poprosiłam ubierając mu płaszcz.

- Jasne. Pomóc ci?

- Dam sobie radę - odparłam.

Wyszliśmy na parking, na szczęście niezauważeni. W oddali na miejscach dla pracowników dostrzegłam srebrnego mercedesa, jego ukochany model, w Londynie miał dokładnie taki sam. Otworzyłam drzwi i posadziłam go na miejscu pasażera, przy okazji wyciągnęłam też jego telefon.

SekretWhere stories live. Discover now