10.

64 2 1
                                    



Obudził mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Ku mojemu dziwieniu przed drzwiami stały wszystkie osoby z którymi zdążyłam się zżyć przez te dwa miesiące – George, Wilbur, Niki, a nawet i Tommy. Oni jeszcze nic nie wiedzieli. Uśmiechnęłam się w ich kierunku i gestem zaprosiłam ich do środka. W domu panował bałagan, ale szczerze nie obchodziło mnie to. Nie miałam ani siły ani ochoty by to ogarnąć. Cała czwórka zasiadła na kanapie w salonie i popatrzyła na mnie, gdzie ja tylko oparłam się o wyspę kuchenną. – Kochanie co się dzieje. Przez prawie tydzień nie było z tobą żadnego kontaktu. – powiedziała troskliwie Niki. Słabo uśmiechnęłam się. Chyba czas im to powiedzieć. Uniosłam na nich wzrok i zatrzymałam go na George'u. Przełknęłam ślinę i zaczęłam. – Powiem tak, przez ten tydzień dużo myślałam. Myślałam nad życiem i o was i o tym jak wam to powiedzieć. – przerwałam wzięłam wdech i kontynuowałam. – Nie wiem czy George wam wspominał, ale od pewnego czasu jest u mnie kiepsko ze zdrowiem. Przebadałam się tak jak mnie o oto poproszono i... – znowu przerwałam. – I dowiedziałam się, że nawrócił u mnie guz z mojego wypadku. – po oznajmieniu tego od razu spuściłam wzrok. – Jutro jadę do szpitala, w którym zostanę dopóki go nie zoperują. – dokończyłam.

Spodziewałam się wszystkiego, że się rozpłaczą albo, że wyjdą i już nie wrócą, lecz on wszyscy bez słowa podeszli do mnie i po prostu mnie objęli. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Znalazłam prawdziwych przyjaciół. – Będziemy z tobą. Jesteś silną babą dasz radę. – powiedział Tommy, a ja zaśmiałam się. – Dziękuje. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. – oznajmiłam.

Minęło około 20 minut po ich wyjściu, gdy mój telefon zawibrował. Wzięłam go do ręki i weszłam w nowe powiadomienie.

George: Dziękuję, że mnie posłuchałaś.

George: Jeśli jutro wyjeżdżasz co powiesz na ostatni wspólny spacer?

Isabel: Gdybym odmówiła byłabym głupia.

Umówiliśmy się jak zawsze na porę wieczorną, czyli tym razem około 19. Przez resztę dnia aż do wyjścia zajmowałam się pakowaniem potrzebnych rzeczy.

Nie mając siły na nic – znowu – zarzuciłam na siebie niebieską rozpinaną bluzę, czarne leginsy i bez zastanowienia wyszłam z domu. Szłam powoli w stronę parku. Gdy tylko do niego weszłam od razu zobaczyłam chłopaka siedzącego na ławce. Podeszłam do niego. On natomiast wstał i przytulił mnie. Było to tak niespodziewane, że aż niemożliwe. – Chodź przejdziemy się. – powiedział odsuwając się ode mnie. Szliśmy tak w ciszy aż do dojścia pod fontannę stojącą na środku parku. Brązowooki odwrócił się w moim kierunku. – Wiem, że to wszystko jest pewnie dla ciebie trudne, ale jesteś silna, dasz radę. – przerwał i przyciągnął mnie do siebie po raz kolejny. – Ale ja zawsze będę przy tobie i nie ważne co by się działo pamiętaj, że cię kocham. – następnie pocałował mnie w czoło. Byłam tak bardzo mu wdzięczna, za wszystko – a najbardziej za to, że po prostu był. Staliśmy tak wtuleni w siebie dłuższą chwilę. Później George odprowadził mnie do domu, a dalej nie zostało mi nic więcej niż czekać co przyniesie przyszłość.






Kolejny rozdział wleciał i na teraz to tyle. Co prawda resztę mam już napisaną, ale wstawię ją jutro rano albo po południu, by chwilkę powiedzmy potrzymać was w niepewności. Przepraszam za jakiekolwiek błędy czy niedociągnięcia, ale ja już o takich godzinach nie kontaktuje. Teraz już lecę i do następnego<3.

ZANIM ZGAŚNIE SŁOŃCE |George X Reader|Where stories live. Discover now