Rozdział 1

16K 290 6
                                    

- Prosimy o powrót na miejsca oraz zapięcie pasów, samolot za pięć minut będzie podchodził do lądowania.

Z błogiego snu wyrwał mnie męski głos pilota wydobywający się z głośników. Przetarłam oczy po niemalże sześciogodzinnym śnie.

To był jeden z moich darów, gdy tylko wsiadałam do samolotu - zasypiałam. Wiem doskonale, że omijają mnie niesamowite widoki, ale przynajmniej nie dłuży mi się podróż. Co jest w moim przypadku naprawdę przydatne.

Po chwili zjawił się obok mnie stewardes, by schować pokładową poduszkę, a ja poprawiłam się na fotelu, zapięłam pasy, jak kazał pilot i odsłoniłam okno.

I w tym właśnie momencie zamarłam.

Dochodziła dwudziesta i słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, pozostawiając po sobie pomarańczowo-różową poświatę, która rozpościerała się nad wieżowcami miasta widocznych w oddali i spokojnym oceanem.

Po wylądowaniu udałam się po bagaż, miałam ze sobą tylko jedną walizkę, ponieważ wszystkie inne rzeczy wysłałam już miesiąc temu.

Miałam zamieszkać w lokum po zmarłej rok temu babci, która w Bostonie spędziła całe swoje dorosłe życie, lecz to moja pierwsza wizyta w mieście. Zawsze to Irene przylatywała do Londynu, swój ostatni rok, również spędziła z nami.

Mimo, iż wiedziałam, dlaczego babcia zamieszkała ze mną i z tatą, to był jeden ze szczęśliwszych okresów mojego życia. Poczułam, że mam w końcu kogoś, kto może zastąpić mi mamę.

I tak właśnie było.

Babcia w ciągu kilku tygodni stała się moją najlepszą przyjaciółką, powierniczką oraz matką, której obecności brakowało mi naprawdę od wielu, wielu lat.

Irene z natury była otwartą kobietą, której można było powierzyć najskrytsze tajemnice i było się pewnym, że nikomu ich nie zdradzi. Miała sześćdziesiąt siedem lat, gdy opuściła ten świat, zdiagnozowano u niej raka płuc i ojciec podjął natychmiastowo decyzję, iż babcia zamieszka z nami.

Mój ojciec pomimo choroby swojej matki, nie starał się nawet ograniczyć godzin spędzanych w pracy, dlatego też opieka nad Irene spadła na moje barki, ale nie było to dla mnie ciężarem. Nie winię ojca za jego zachowanie, tak jak i babcia, obie znałyśmy go doskonale i wiedziałyśmy jak reaguje na smutek, odcina się od wszystkiego, co mu o nim przypomina.

Oprócz fizycznej pomocy, starałam się jak tylko mogłam, by pocieszyć babcię w tych trudnych chwilach, ale prawda jest taka, że to ona częściej pocieszała mnie.

Odeszła z uśmiechem na twarzy, cały czas powtarzając, że jej życie było szczęśliwe, mimo iż nie zawsze było pięknie i kolorowo. Czuła się spełniona i zawsze powtarzała że spełniły się jej największe marzenia, ponieważ miała kochającego męża, cudownego syna i synową oraz mnie, swoje "oczko."

Nie mówiła tego wprost, ale czułam, że tęskni za dziadkiem, był jej prawdziwą oraz jedyną miłością, który również pożegnał się z tym światem przedwcześnie. Dziadek Martin zmarł dwadzieścia jeden lat temu, kilka tygodni po moich narodzinach.

Taka jest smutna prawda...

...wszyscy których kocham, odchodzą za szybko.

Został mi tylko tata, którego nie mam przy sobie, ponieważ został w Londynie.

Zastanawiałam się czy nie zrezygnować z tej uczelni i nie kontynuować nauki na miejscu, by za nim nie tęsknić i mimo iż Oxford i Cambridge są równie dobrymi uczelniami co Harvard i na te pierwszą nie mam co narzekać, gdyż poziom na Bachelor of Art był naprawdę wysoki, to jednak tu studiował dziadek i ojciec. Właśnie to miejsce, to część naszego dziedzictwa. Tradycja, którą chce kontynuować.

SekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz