ROZDZIAŁ 18

264 22 3
                                    

~~NASTĘPNY DZIEŃ - RANEK~~

Szósta.

Nie śpię, już od dobrych dwudziestu minut. Rozważam za i przeciw każdego najmniejszego pomysłu. Każdej myśli o ponownym sprowadzeniu matki do kręgu. Ale za każdym razem przeszkadza mi jedno.. moja rana. Rana, która osłabia mnie i może doprowadzić do śmierci, tym razem na prawdę.

- O czym myśli ta twoja piękna główka z samego rana? - wymruczał cicho w moją skórę na szyi. 

- Obudziłam cię? 

- Raczej twoje niespokojne serce.. - wymruczał i pocałował moją szyję.

- Wybacz.

- Co cię tak martwi z samego rana?

- Wiesz co... - wzdycham ciężko i odwracam się w jego stronę.

- Wymyśliłaś coś? - dopytuje zerkając na mnie zaspanym wzrokiem.

- Tak i nie.. Powinieneś się jeszcze przespać.

- Z tobą? Nie musisz prosić - uśmiechnął się zadziornie.

- I nigdy nie będę o to prosić.

- Słusznie - mruczy i całuje mnie czule co natychmiast odwzajemniam - Chcesz już wstać? 

- Chyba tak.. Muszę założyć opatrunek, wczoraj oboje o tym nie pomyśleliśmy i czuje że pobrudziłam całą pościel przez to..

- Wybacz, zapomniałem o tym. 

- Nie przepraszaj, wczorajszy dzień był okropny.. 

- To prawda. Prawie umarłaś. 

- Na szczęście biały dąb na mnie nie zadziałał.

- Bo nie zostałaś stworzona dzięki niemu, więc nie jest twoją słabością. 

- Więc co nią jest?

- Hmm, pomyślmy. - podparł się na swoim łokciu i przyglądał mi się uważnie - Zostałaś zrodzona z magii, do twojej przemiany nie zostały wykorzystane żadne rytuały. Twoją jedyną słabością może być jedynie twój stwórca. Ale on już dawno nie żyje, więc wydaje mi się, że nic nie jest w stanie cię unicestwić. 

- Wyrwanie mi serca. - mówię cicho.

- To nigdy się nie wydarzy, zabiję każdego kto się do ciebie zbliży. - mówi poważnie.

Uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam w szatyna zamykając oczy. Wszystko jakoś się ułoży.

~~ 2 godziny później ~~

Po krótkiej, dodatkowej drzemce wstajemy w końcu z łóżka i idziemy do łazienki. Bierzemy szybki prysznic, nakładam świeży opatrunek. Zakładam koszulkę Kola oraz jego bokserki po czym na szybko zmieniam pościel.

- Nie wiem czy Elijah będzie zadowolony, kiedy zobaczy cię tak na śniadaniu - uśmiecha się szeroko.

- Możliwe, ale myślę że po wczorajszym mi odpuści..

- Zobaczymy. - złapał moją dłoń i razem ruszyliśmy do jadalni.

Weszliśmy do pomieszczenia w ciszy i od razu zajęliśmy swoje miejsca. Widziałam dokładnie spojrzenie ojca, ale na szczęście nie powiedział nic o moim stroju, za co byłam wdzięczna. Mój parszywy nastrój poprawia jedynie koszulka Kola. Tak, wiem że to dziwne, ale wiecie ile na to czekałam? Na tą jedną głupią koszulkę? Nie liczę tej którą mu kiedyś ukradłam.

HYBRYDA: POTOMEK i ZAKAZANA MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now