ROZDZIAŁ 7

717 41 18
                                    


- Oni od początku mnie obserwowali. - szepcze, ale sama nie mogę w to uwierzyć. Ich balkon idealnie wychodzi na mój. Mieli idealny widok na mój pokój. To chore. To bardziej niż chore.

- Obserwowali cię, przez ten cały czas. - dodaję Marcell.

- Najpierw tutaj, później w szkole. - stwierdza Rebekah.

- Ale, jaki mają w tym cel? - pytam.

- Tego musimy się dowiedzieć. - zaznacza Kol.

- Bello, chyba jednak będziesz musiała spotkać się z tym marginesem. - decyduję Elijah. 

***

Piętnaście minut później jestem, już gotowa na spotkanie z podglądaczem. Ubrana w spódniczkę w kratę, czarny golf i glany tego samego koloru schodzę na dół. Zgarniam torebkę krwi i wypijam ją przy Rebekah. Czuję się, jak pod jakimś nadzorem. 

- Gdzie Freya?

- Wyszła. Zabrakło jej, jakichś ziół. - informuję Rebekah.

- Wyciągnij od niego, gdzie się zatrzymali i daj nam trochę czasu. - przypomina Elijah. Przytakuję głową i odwracam się do wyjścia, które zastawia mi Kol.

- Obstawiałam, że braciszek wytrzyma trochę dłużej. - parska Rebekah.

- I tak wytrzymał dłużej, niż ja obstawiałem- dodaję rozbawiony Marcell.

- Robiliście zakłady? - pytam marszcząc brwi.

- Och, skarbie z naszej perspektywy, Kol ganiający za tobą, jak piesek to naprawdę komiczny widok. - stwierdza Niklaus. 

- Miła zamiana ról. - dodaję pod nosem. 

- Elijah, naprawdę chcesz ją tam puścić samą? 

- Nie idzie sama. - zaprzecza ojciec i poprawia mankiety przy marynarce. 

- Ty ze mną idziesz. - kapituluję i patrzę mu w oczu.

- Widzisz Kol, moja córka nie jest taka dumna i wie, że może potrzebować pomocy. To cecha, którą odziedziczyła po matce. 

- Jednak Jack niczego mi nie zdradzi w towarzystwie własnego ojca, dlatego to ty idziesz ze mną. - tłumaczę. Kol uśmiecha się zadowolony. Przewracam oczami, wymijam szatyna i ruszam, przed siebie. Mijamy kolejną alejkę a muzyka staję się coraz głośniejsza. Wsłuchuję się w jej takt i od razu, czuję się spokojniejsza. Przechodzimy obok baru Josha i wychodzimy na duży plac. Stajemy obok wielkiej fontanny znajdującej się na samym środku placu i czekamy. 

- Wyglądasz ślicznie. - chwali zadziornie Kol. 

- Dziękuję.

- Chociaż wolałbym, byś tak się wystroiła na spotkanie ze mną, a nie z jakimś wilczkiem.

- Na spotkanie z tobą założyłabym sukienkę. - przyznaję szeptem. Uśmiechnęłam się delikatnie co Kol, od razu odwzajemnił. 

- Isabella Mikaelson! Cieszę się, że zmieniłaś zdanie. - zawołał chłopak.

- Tak. Wybacz, że dopiero teraz, ale lekcje z moją ciocią bywają czasochłonne. 

- Luz. Miałem czas dla brata. Jednak nie myślałem, że przyprowadzisz ochroniarza.

- Um, tak. To Kol, jest moim...

- ...chłopakiem. - kończy Kol. Zerkam na niego szeroko otwartymi oczami. 

HYBRYDA: POTOMEK i ZAKAZANA MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now