ROZDZIAŁ 11

665 42 6
                                    


Duszę się. 

Próbuje złapać oddech, ale ktoś mi to utrudnia. Nie widzę twarzy napastnika, chcę obudzić leżącego obok Kola, ale go tam nie ma. Patrzę spanikowanym wzrokiem w czarną otchłań, a do moich uszu znów dociera ten przeraźliwy śmiech. Otwieram szeroko oczy i łapie się za gardło. Łapczywie pragnę powietrza. Rozglądam się niespokojna po pokoju, ale nikogo nie widzę. Zerkam na zegarek i od razu przecieram twarz dłonią. 

Piąta.

Wzdycham, zerkam na twardo śpiącego szatyna i opadam ponownie na poduszki. Kiedy mój oddech jest, już spokojniejszy przysuwam się delikatnie i wtulam w bok wampira. Wdycham jego zapach i od razu się uspokajam. Zamykam oczy i ponownie odpływam w ramiona morfeusza. 

Tak mi się przynajmniej wydawało. 

~~~~

Otwieram oczy i od razu je mrużę. Mam wrażenie, jakby nad moją twarzą stała lampa. 

- Bello. - słyszę ciepły głos. Zdecydowana odwrotność paraliżującego mnie śmiechu Ayi. Otwieram oczy i nie mogę uwierzyć w to co widzę. W to kogo widzę. Osuwam się na podłogę, a po mojej twarzy zaczynają spływać gorące łzy. 

- Jak? - łkam - Jak?! Robiłam wszystko, by się z tobą zobaczyć. Przywołanie, świece, zaklęcia. Sięgnęłam nawet po czarną magię! - krzyczę do siebie - Dlaczego właśnie teraz? - szepcze. 

Chłodna dłoń ściera moje łzy i przyciąga mnie w swoje ramiona. Kołysze mną delikatnie w czułym geście. Geście, na który straciłam, już nadzieję. 

- To cholernie trudne. - wyznaję, kiedy tylko się uspokoiłam.

- Wiem skarbie, wiem. - całuje moje czoło - Ale dajesz sobie świetnie rade. - zapewnia i gładzi moje włosy swoją dłonią.

- Nie prawda. Uciekłam. Na siłę chciałam pozbyć się uczuć, które są moje. Moje i tylko moje. 

- Masz rację kochanie. Te uczucia należą do ciebie. Cieszę się, że je zaakceptowałaś.

- Zrobiłam to za późno. - wyrzucam sobie.

- Nie mogę się nie zgodzić. - uśmiecha się - Na pewno oszczędziłabyś sobie wiele cierpień. - stwierdza. Patrzę w jej oczy i zaczynam się głośno śmiać. Kiedy się uspokajam coś zaświtało mi w głowie.

- To o to chodziło? - pytam a ta się uśmiecha - Nie mogłam w żaden sposób cię wezwać, bo się blokowałam?

- Nie mogłaś mnie wezwać, bo moc przodków po mojej ofierze jest zbyt potężna. A uczucia, które odrzucałaś stały się twoją blokadą. Ścianą przez, którą nie mogłaś się przebić. - tłumaczy - Bello, moc którą do tej pory dysponowałaś to ledwie początek twoich możliwości. Rozumiesz? Fakt,że jesteś sobowtórem, tylko wzmacnia twoje możliwości. 

- I stawia na szczycie listy do odstrzału.

- To prawda, ale dasz sobie radę. Masz po swojej stronie wielu ludzi, którzy zrobią dla ciebie wszystko Bello. Pozwól im na to. Pozwól im działać. A zwłaszcza swojemu ojcu. On cię potrzebuje, tak samo jak ty jego. 

- A my oboje potrzebujemy ciebie mamo. - wtrącam.

- Już niedługo, skarbie. Wytrzymajcie jeszcze trochę. - prosi. 

- Dobrze. Obiecuję. - zapewniam z uśmiechem. Spojrzałam w oczy mojej mamy, tak piękne i duże, jak moje własne i to chyba jedyny moment, kiedy jestem wdzięczna za bycie jej sobowtórem. To cud, że mogę być tak piękna, jak ona. 

HYBRYDA: POTOMEK i ZAKAZANA MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now