ROZDZIAŁ PREZENTOWY - 3655 SŁÓW :D
Ubrana w długą, satynową sukienkę na cienkich ramiączkach, w kolorze głębokiej zieleni przyglądam się swojemu odbiciu. Idealnie opięta w tali i puszczona luźno u dołu. Wyglądała dostojnie. Zbyt doskonale, jak na taki wieczór. Biorę głęboki oddech, zgarniam swoją złotą maskę, małą złotą kopertówkę i wychodzę. Schodzę po schodach i staję w wejściu. Zerkam na uśmiechniętego Kola i sama mimowolnie się uśmiecham. Podchodzę do wampira i łapie jego dłoń. Ten unosi ją i całuje jej wierzch.
- Miejmy to już za sobą. - wzdycham.
- Tristan de Martel to podstępna szuja. Pamiętaj o tym Bello, kiedy przekroczymy próg jego domu. - uprzedza Elijah.
- Och, nie martw się na zapas Elijah. Nie pozwolę mu się do niej zbliżyć. - mówi spokojnie Kol.
- Kol, masz się nie wtrącać. - zarządza mój ojciec - Staraj się nie nadwyrężać mojej cierpliwości. - ostrzega. Mam drobne przeczucia, że wie co się między nami działo poprzedniego wieczoru. I ewidentnie nie jest zadowolony. Parskam na tę myśl. Czy to miałaś na myśli, prosząc bym pozwoliła tacie się mną zająć? Tatusiową zazdrość o jedyną córkę? Przewracam oczami i zwracam się do Niklausa.
- Wujku, błagam cię pilnuj ciał. Są niezbędne. - przypominam.
- Wolałbym iść się zabawić z wami w zabójstwo Tristana, ale obiecuję, że tamci trzej już nigdzie nie uciekną. - mówi pewnym siebie rozbawionym głosem.
- Wujku, nie mogę stracić tej szansy. Nie kiedy, w końcu mam nadzieję. - naciskam.
- Nie pozwolę nikomu się do nich zbliżyć. - zapewnia z równie mocnym naciskiem.
- Nie martw się skarbie, przypilnuje go. - obiecuje Rebekah.
- A kto przypilnuje ciebie? - pyta złośliwie Kol. Rodzeństwo. Zaczynam się cieszyć, że jestem jedynaczką.
- Pilnujcie siebie nawzajem. - kończy Elijah. Uśmiecham się na odchodne i wychodzimy.
Dwadzieścia minut później stajemy pod siedzibą Strixów. Przyglądam się uważnie wielkiej willi i nie mogę sobie przypomnieć, czy takowa wcześniej tu była. Uchylają się drzwi i po kolei wychodzimy z limuzyny podesłanej, przez zapewne Tristana. Robię krok a po moim ciele przechodzi stado słoni. Dosłownie przez moment czuję się, jak pod ciężarem kilku tonowego słonia. Ściskam gwałtownie ramię Kola i staram się nie pokazać po sobie, że coś jest nie tak.
Zbyt dużo tu ludzi.
Zerkam na ojca, ten od razu łapie mnie pod drugie ramie i ruszamy, przed siebie z wysoko uniesionymi głowami. Pozory, co?
- Co się dzieje, Bello? - szepcze Kol.
- To miejsce. - zaczynam - Jest przesiąknięte najczarniejszą magią, jaką kiedykolwiek byłam w stanie wyczuć. - wyznaje cicho. Zerkam na ojca a ten minimalnie kiwa swoją głową. Kol ściska moją dłoń co z automatu mnie uspokaja.
Kto by pomyślał, że ma taki wpływ na moją osobę?
Wchodzimy do środka i nie mogę uwierzyć. To miejsce jest wypełnione wszelkimi osobistościami z całego świata. Są tu aktorzy, celebryci, biznesmeni, piosenkarze. Dosłownie wszyscy.
- Oni wszyscy należą do twojego rodu? - pytam ojca.
- Tak. - wzdycha - Swego czasu chciałem zebrać całą śmietankę towarzyską w jednym miejscu. Chciałem coś zmienić, ale niektóre rzeczy nie poszły, po mojej myśli.
YOU ARE READING
HYBRYDA: POTOMEK i ZAKAZANA MIŁOŚĆ
FanfictionData rozpoczęcia (01.01.2021 g. 00:00) DRUGA CZĘŚĆ OPOWIADANIA "HYBRYDA". Trzynaście lat. Tyle minęło od jej śmierci. Dwa lata. Tyle minęło odkąd nie mam kontaktu z własnym ojcem. Dwa lata i dwa miesiące. Tyle minęło odkąd nie widziałam jego twarzy...