Rozdział 30

2K 204 16
                                    

😈 Stephen 😈

Dryfowałem.

Miałem wrażenie, że moje ciało unosiło w głębokiej wodzie, a cały świat zewnętrzny na krótką chwilę przestał istnieć. Stopniowo traciłem poczucie czasu. Czasem zbliżałem się gdzieś do powierzchni, gdzie ludzkie głosy zaczynały nabierać realnego kształtu, ale z reguły to szybko mijało. Gdy ból słabł, znowu opadałem w niebyt i tak w kółko, aż do momentu, kiedy przynajmniej w teorii się ocknąłem.

Stałem przy jakimś dziwnym jeziorze, którego tafla była szara jak płynna stal. W niczym nie przypominało wody, raczej dziwny twór, a na wodzie gdzieniegdzie były kamienie, które tworzyły dziwaczną ścieżkę na drugą stronę. Ja byłem po jednej, tej mglistej, podczas gdy druga pozostawała pusta.

Do czasu.

Chodziłem powoli po tym pustym brzegu, kompletnie nieświadomy tego, co ja tam właściwie robię. Próbowałem przypomnień sobie, jak wyglądał mój ostatni dzień, albo kogo widziałem, ale była tylko pustka. Wspomnienia się zablokowały.

Aż w końcu usłyszałem ten głos.

— Stephen — szeptała. — Step...

Kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem ją kilkadziesiąt metrów dalej. Ciążowy brzuch był coraz większy, a ona zmieniła się tak mocno, że poczułem dezorientację. Piękna kobieta z krótkimi włosami, która wyraźnie błądziła we mgle, jakby straciła z oczu cel, do którego zmierzała.

I wtedy sobie przypomniałem.

Stephen to ja.

— Morgan — powiedziałem sam do siebie. — Moe!

— Stephen?!

Rozglądała się, ale mnie nie widziała.

Wtedy coś mnie tknęło i obejrzałem się znów na drugą stronę, ale teraz ten brzeg nie był już dłużej pusty. Stała na nim inna młoda kobieta, która poruszyła jakąś dziwną strunę w moim mózgu i moim sercu. Jej ubrania przypominały modę z moich nastoletnich lat.

Miała burzę brązowych loków, które sięgały jej poniżej ramion.

Za rękę trzymał ją dziesięciolatek. Wyglądał jak idealna mieszanka nas obojga i od tego widoku na moment zapomniałem, kim właściwie jestem.

— Georgia. — To imię smakowało dziwnie w moich ustach, bo nie wypowiadałem go od lat. — Asher...

Nogi same zaczęły nieść mnie w kierunku tych kamieni, które prowadziły na drugą stronę.

Na krótki moment kompletnie się zapomniałem.

Przez chwilę miałem zamiar przedrzeć się do nich na drugą stronę. Do dziewczyny, którą kochałem w innym życiu i do do syna, którego nie miałem szansy nigdy wziąć na ręce. Uśmiechał się lekko, a jasne długie włosy wpadały mu do oczu. Zakręciło mi się w głowie, gdy pomachał.

— Gia...

Jeden krok dzielił mnie od wejścia do wody.

Prawie to zrobiłem.

W ostatniej chwili zastygłem, gdy kątem oka dostrzegłem, jak kobieta kręci głową. Nie powiedziała ani słowa, ale miałem wrażenie, że jej głos mówiący „nie rób tego" wybrzmiewał w mojej głowie jak echo.

Podniosła tylko dłoń ze smutnym uśmiechem i wskazała punkt gdzieś w tyle. Podążyłem wzrokiem za jej palcem i zrozumiałem, co miała na myśli. To Morgan wciąż błądziła w gęstej mgle, a każdy jej kolejny krok przybliżał ją do przepaści.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now