Rozdział 3

3.7K 261 12
                                    

Morgan

Kolejne dni są nie mniej dziwaczne, niż te pierwsze spędzone w jego towarzystwie. Mroczna aura czasem nieco blaknie i wyrywają mu się ludzkie odruchy, ale są ulotne jak płatki śniegu. Nim się obejrzę, cała dobroć znika, a jego oczy znów zamieniają się w dwie puste dziury, gdzie nie widać niczego, poza chorą satysfakcją. Dziwni ludzie przychodzą i odchodzą z tego mieszkania, a jego uśmiech w którymś momencie zaczyna mnie przerażać.

Jestem czysta, nakarmiona i wyspana, ale daleko mi do normy. Zbyt często przeżywam swój koszmar na nowo, gdy tylko moje powieki się zamkną, jednak temu zimnemu draniowi to kompletnie nie przeszkadza. I tak co noc przykuwa mnie we własnym łóżku, choć przecież mógłby wybrać jakąkolwiek z licznych sypialni swojego apartamentu.

— Nie dyskutuj — ucina tylko, gdy po raz kolejny zaczynam ten temat.

I to koniec.

Któregoś dnia po prostu wiem, że coś wisi to w powietrzu i dostrzegam to w jego twarzy. To dziwaczna emocja, która z jednej strony przypomina chorą satysfakcję a z drugiej wyraża czyste okrucieństwo. Sprawia, że od samego patrzenia przechodzą mnie dreszcze.

Jego telefon dzwoni.

— Wszystko załatwione?

Uśmiecha się, gdy dostaje swoją odpowiedź.

— Fantastycznie. Wiecie, gdzie macie dostarczyć paczkę. Ja muszę wstąpić na moment do chłodni i zaraz tam przyjadę. Do zobaczenia.

Wstaje i w milczeniu zrzuca z siebie zwyczajną koszulkę, odsłaniając swój tors, który wygląda jakby wyszedł spod dłuta samego Michała Anioła. Tylko jego pokryte tatuażami ręce odwracają uwagę od tego widoku, nadając ostrzejszy charakter tym szlachetnym kształtom. A ja oczywiście się gapię, choć być może nie powinnam.

— Musimy gdzieś pojechać.

— Ja też?

Śmieje się.

— Oczywiście, że tak, Wolę mieć na ciebie oko.

— Czy tak będzie wyglądać moje życie? Będziesz ciągał mnie po dziwacznych miejscach po to, żebym co noc spała skuta jak zwierzę?

Podchodzi do mnie powoli, a jego brzuch napina się przy każdym niespiesznym kroku. Kiedy spojrzałam w końcu w jego jasne oczy, moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie wiedziałam, jak wyglądało spojrzenie, które mogło zabijać.

Oto i ono.

— Musisz nauczyć się manier, Moe. — Jego głos jest wręcz jedwabisty, co kontrastowało z jego postawą. — To nie ty rozdajesz tu karty, słyszysz?

Wbijam wzrok w podłogę i drżę, gdy zaczyna przesuwać szorstkim opuszkiem wskazującego palca po mojej twarzy. Moje powieki są zamknięte, a z gardła wyrywa mi się rozpaczliwie kwilenie, jakbym co najmniej była rannym zwierzęciem. Odruchowo oczekuję przemocy, bo to głównie jej doświadczałam, gdy leżałam związana w piwnicy.

— T-tak.

— Później porozmawiamy sobie o twoim nagannym zachowaniu, bo teraz nie ma na to czasu. Jak myślisz, czy twój porywacz chciał zrobić z tobą coś dobrego?

Pokręciłam głową.

— No właśnie. Chciał sprzedać cię do meksykańskiego burdelu, a z takich miejsc już nie ma ratunku. On podpisał na ciebie wyrok i gdybyś tam pojechała to pewnie już byś nie żyła. I te twoje oczy... — szepcze wręcz uwodzicielsko. — Heterochromia to rzadka sprawa. Byłoby dużo chętnych na taką zabawę.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now