Wysłałam wiadomość, a potem odrzuciłam telefon i nachyliłam się nad niemal sztywnym penisem. Patrząc skurwielowi prosto w oczy wypuściłam spomiędzy warg strużkę śliny, która moment później skapnęła prosto na nabrzmiałą główkę.

Zabawa się zaczęła.

Keller

Wyczuwanie kłopotów było jedną z moich najlepszych pozaziemskich umiejętności. Kiedy coś miało się spierdolić, zawsze to czułem. Dzisiaj nie miałem żadnych paranormalnych przebłysków, więc widząc na ekranie telefonu wiadomość, jedynie się uśmiechnąłem. Adres i dwa słowa, które wznieciły we mnie płomień ekscytacji: „Mamy problem".

Nie miałem pojęcia kim był nadawca, ale przecież nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził. Czułem, że szykowało się coś fajnego. Ciekawego i zabawnego zapewne — jak zawsze w tym naszym słodkim brudnym półświatku.

Wziąłem ze sobą scyzoryk, szczoteczkę do zębów zakończoną gwoździem i mały młotek. Dlaczego taki zestaw? Ano dlatego, że miałem na to ochotę. Ubrałem się, wziąłem kluczyki do motoru i wyszedłem z domu, a następnie obrałem kierunek jazdy. Jechałem kilka minut, bo budynek, w którym czekała na mnie niespodzianka był jedną z mniejszych spelun dla pijaków w tym mieście. Te większe były zarezerwowane dla dealerów i morderców. W zasadzie ta, do której przyjechałem również należała do dealera. Jednego z gorszych, bo pracował z innym odłamem półświatku — handlarzami żywym towarem.

Zszedłem z motoru a następnie udałem się do prowizorycznych drzwi. W środku panował półmrok, było cicho i upiornie, przez co na moje dłonie wstąpiła pełna ekscytacji gęsia skórka. Adrenalina uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą, gdy ruszyłem przed siebie. Im bliżej zamkniętych drzwi na końcu korytarza, tym większe przeświadczenie, że ktoś był w tym syfie razem ze mną. Sięgnąłem po scyzoryk, a na moje wargi uśmiech wszedł samoistnie. Zadrżałem z ekscytacji, gdy ktoś poruszył klamką. Moje serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm, a adrenalina stawała się wręcz nie do zniesienia. Chciałem już poznać finał tego żartu. Lub zabawy, zależy co było po drugiej stronie drzwi.

Metalowe drzwi zaskrzypiały, by następnie otworzyć się z łoskotem. A potem poczułem, jak tracę kontakt z rzeczywistością, bo gniew przysłonił mi widok czerwoną mgłą.

Moja żona wyłoniła się zza drzwi w piekielnie seksownej bieliźnie z czerwonej siatki. Jej drobne, choć zajebiście krągłe ciało, długie włosy spadające kaskadami po naznaczonej bliznami i tuszem skórze. I jej twarz. Ona była w tym najgorsza. Miała na ustach lubieżny uśmiech, a na brodzie ślinę. Dużą ilość śliny, którą starła kciukiem, a potem ten kciuk oblizała patrząc mi w oczy z poczuciem pierdolonego zwycięstwa. Oddychałem ciężko. Płuca paliły mnie żywym ogniem, a wściekłość, która płonęła w moich żyłach był jak lawa. Miałem wrażenie, że lada moment pierdolona krew mnie zaleje. A ta parszywa suka uśmiechnęła się słodko i bez jebanego słowa wytłumaczenia ruszyła w moim kierunku. Potem mnie minęła. I wyszła zostawiając mnie w apogeum wszechogarniającej wściekłości.

Zacisnąłem dłonie w pięści. Potem powieki. Na koniec wziąłem głęboki oddech, który wcale mi nie pomógł. Byłem tylko bardziej wściekły. Tak kurewsko wściekły, jak chyba nigdy.

Pełnym napięcia krokiem wszedłem do pomieszczenia z którego wyszła Veira i na własne oczy przekonałem się o tym, jak moja jędzowata żona zakpiła ze mnie i z tego, jak dużym zaufaniem ją obdarzyłem. Zakpiła ze mnie w najgorszy możliwy sposób.

Zdradziła mnie.

— Na co się gapisz, typie? — ta kurwa ze sflaczałym fiutem, którą moja żona wybrała na swoją ofiarę miała czelność się do mnie odezwać? — Chciałeś popatrzeć?

Ruby. Bloody Valentine +18Where stories live. Discover now