— Ty pierdolony...

Nim zdążyłam dokończyć, mój zmartwychwstały mąż otworzył oczy, uśmiechnął się jeszcze szerzej i podniósł się na przedramionach.

— Siema, skurwysyny — przywitał się wesoło. Spojrzał na Zenę, a potem na Rin, uśmiechając się jeszcze parszywiej. — Wybacz szefowo.

— Czy ciebie do reszty popieprzyło!? — wrzasnął Zena. — Co to, kurwa, było?!

Keller parsknął śmiechem, wstał z ziemi i ze znużeniem się przeciągnął. Ja też wstałam. Wstałam z zamiarem wypatroszenia go łyżeczką do lodów.

— Epika, liryka i dramacik — oznajmił bez cienia wyrzutów sumienia. — Miałem w gębie pełno krwi z nosa i jak padły strzały, postanowiłem zrobić dla was jedyny w swoim rodzaju performance, kochani. Wyplułem krew i padłem na ziemię. Cała historia.

— Myślałam, że nie żyjesz! — wybuchła Verina. Podbiegła do Kellera i zaczęła go okładać pięściami. — Ty podły, okropny, pieprzony dupku! Jak mogłeś! Jak mogłeś mnie tak przestraszyć! Jak mogłeś!!!

Waliła go po torsie jak opętana, a on się śmiał. Tak po prostu się śmiał, bo był zdegenerowanym idiotą ze skłonnościami do bycia pierdolonym klaunem. Gdy znudził się wybuchem Rin, złapał ją za przedramiona i unieruchomił, by spojrzeć jej w twarz. Jego stężała i stała się wręcz przerażająca.

— Powinienem się obrazić za to, że uwierzyłaś, że mógłbym umrzeć w ten sposób. — Jego głos był zimny. — Jak możesz?

Miałam dość tego nieśmiesznego teatrzyku. Serdecznie dość, bo wywołał we mnie reakcję, która mnie brzydziła. Śmierć Kellera mnie poruszyła a to było niedopuszczalne.

Podeszłam do męża z kamienną miną, chwyciłam Verinę za ramiona i odsunęłam od Kellera. Stanęłam twarzą w twarz z mężczyzną, który mógłby mnie złamać i prychnęłam z pogardą prosto w jego parszywą mordę.

— Modliszko... Kto by pomyślał, że możesz być smutna z powodu mojej śmierci? — wyszeptał z kpiną. Jego wzrok był jak pieprzony rentgen. Badał moją reakcję, która nie nadeszła. Moje oczy jak i mina były puste. — Wiem, że cię to ruszyło.

Prychnęłam.

Zamachnęłam się wolną ręką i uderzyłam go w twarz. Tak mocno, jak tylko mogłam.

A potem odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia.

— Pierdol się, Hartley.

***

Uderzałam w worek treningowy jak oszalała, drąc sobie kostki do żywego i darłam się jak opętana. Chciałam, żeby opuściły mnie te parszywe odczucia, którymi gardziłam. Chciało mi się rzygać na samą myśl o tym, że zrobiło mi się źle z powodu śmierci tak bezwartościowego śmiecia, jakim był Keller.

Obrzydliwy.

Zakłamany.

Parszywy.

Śmieć.

Skurwysyn.

Jebana, pierdolona, żałosna masa!

Uderzyłam w worek z tak ogromną siłą, że łańcuch puścił i moja ofiara padła na ziemię z głośnym łoskotem. Byłam tak potwornie wściekła, że nie mogłam, kurwa, znieść samej siebie! Uderzyłam się w twarz. Pierwszy, drugi, trzeci raz i darłam się jeszcze głośniej. Potem zaczęłam się drapać, bo ta wypalająca we mnie dziurę świadomość... Świadomość, że ja... i on... Ja pierdolę! Nie! Wbiłam paznokcie w uda z całych sił i dopiero gdy przebiłam skórę i poczułam krew, moje nerwy odrobinę opadły. Brzydziłam się sobą. Brzydziłam się swoim zbrukanym ciałem. A najbardziej brzydziłam się świadomością, że chciałam, by ktoś mnie wysłuchał i zrozumiał.

Ruby. Bloody Valentine +18Where stories live. Discover now