XII crocodile rock

471 49 17
                                    

– Spójrz, to chyba ta... chmura kłębiasta – wskazał palcem, wyciągając wysoko rękę z telefonem.

– Schowaj ten telefon i przestań się popisywać – odpowiedział mu głośny śmiech.

Minho wywrócił oczami, wracając do czytania opisów znajdujących się nad nimi obłoków. Dla Jisunga były to wielkie plamy mleka w kawie zbożowej lub rozcieńczona z wodą kropla białej farby malarskiej, co przytłoczyło widzącego w obłokach podobizny zwierząt Minho.

Z uwagą przeglądał kolejny artykuł, w którym opisywano, iż przeciętna chmura waży około pięćset ton, gdy drobna dłoń zabrała mu telefon i odłożyła go na kraniec koca. Uśmiech sam wkradł mu się na usta, a wolna dłoń została pochwycona w delikatnym uścisku. Jisung bez słowa wtulił się w ciało swojego chłopaka, nie odwracając jednak wzroku od wolno płynących chmur.

– Wyglądają jak pasące się baranki.

Od oficjalnego wejścia w związek z Han Jisungiem minęło dopiero pięć dni, ale Minho praktycznie w ogóle tego nie odczuwał, co zaczynało go martwić. Beztroskie chwile przy boku nastolatka musiały się kiedyś skończyć, a szybko mijające dni jedynie przyspieszały to co nieuniknione. Po raz kolejny spojrzał na delikatnie opaloną twarz młodszego, skupiając się dłużej na jego drobnych ustach. Całowali się codziennie, nie potrafiąc zliczyć ile razy ich wargi stykały się w słodkim tańcu.

Minho zsunął z siebie ciężką głowę chłopaka i podniósł się do siadu, garbiąc się przy tym.

– Wszystko okej? – Han od razu złapał go za ramię, jakby obawiając się, że Minho wstanie i odejdzie od niego, już nigdy nie wracając.

– Tak, ale chyba za długo siedzę na słońcu. Możemy już wracać? – poprosił, chcąc udać się do domu i zająć czymś pożytecznym, by tylko nie myśleć o Jisungu.

Han pokiwał niepewnie głową, po chwili stając na równe nogi. Podniósł z koca bluzę, na której przyszło mu podpierać głowę i obwiązał ją sobie wokół pasa.

Po powrocie do domu nie potrafił wyrzucić z głowy Jisunga, który z całych sił zapierał się przed opuszczeniem jego rozbieganych myśli. Dlatego w godzinach popołudniowych Minho rozpoczął pracę nad swoim małym planem. Przebrał się w wygodniejsze ciuchy, wytargał kilka desek ze starego schowka na narzędzia taty i zablokował przesuwane szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Deski przymocował do progu, ostatni raz zastanawiając się nad swoimi poczynaniami. Cały pomysł był lekkomyślny, lecz Lee starał się go postrzegać w kolorowych barwach.

W tym czasie Jisung wracał z targu wraz ze swoją babcią obładowanym po brzegi samochodem. Kilka siatek z kostkami masła z promocji, mąką, butelkami oleju i przynajmniej sześcioma opakowaniami różnych makaronów, leżało na tylnich siedzeniach. Pod spodem stały trzy palety jajek, a w ledwo domkniętym bagażniku Jisung upchnął dwa duże kosze z warzywami. Przy nogach gilgotała go w odsłonięte łydki mała jabłonka, którą babcia wypatrzyła wśród połamanych i mizernych drzewek u miłego pana na targu.

Minho z trudem zsunął ogromny instrument ojca po przygotowanych deskach, starając się jak najmniej zarysować tak drogą mu pamiątkę. Zaprzestał swoich czynów, postrzegając zatapiające się w miękkiej ziemi nóżki fortepianu. Przecież nie był na tyle silny, by samemu unieść tak ogromny instrument. W rezygnacji uderzył głową o jeden z boków fortepianu, wydając z siebie cichy jęk. Dlaczego aż tak bardzo zależało mu na wyniesieniu tego giganta do ogrodu?

Pragnął zbawić jego melodią Han Jisunga, zrobić mu niespodziankę.

Wziął głęboki wdech, unosząc z jednej strony biały instrument i małymi kroczkami przesuwał się wraz z fortepianem w stronę przygotowanej platformy ze starych płyt odnalezionych na strychu. Starł pot z czoła, bezskutecznie masując obolałe mięśnie obu rąk.

Fortepian na dworze || minsungWhere stories live. Discover now