I your song

832 63 91
                                    

Jisung był ogromnym fanem sernika. Chrupiący spód, gładka, kremowa masa i miękka beza na wierzchu. Uwielbiane i równie mocno nienawidzone przez ludzi rodzynki, ćwiartki słodkich brzoskwiń lub kakaowa kruszonka – nieważne z czym, sernik zawsze mu smakował. Był niczym miękka chmurka rozpływając się w ustach, jak kawałek waty cukrowej.

Dlatego niechętnie zmierzał do sąsiadującego budynku z prośbą o kosz jabłek na szarlotkę. O wiele bardziej podobała mu się wizja opychania się pysznie słodkim, serowym ciastem niż przesiąkniętym gorzkim smakiem twardych jabłek plackiem.

Przeszedł przez lekko uchyloną bramę, pamiętającą zapewne lepsze czasy, i skierował się kamienną ścieżką na niewielki ganek. Dom prezentował się w nowoczesny, jednak nieco zaniedbany sposób. Z beżowych ścian już od dawna musiała schodzić farba, pozostawiając po sobie białe plamy. Okna zostały zasłonięte roletami, co chłopak tłumaczył sobie niemiłosiernie dającym po oczach słońcem. Ogródek prezentował się jednak o wiele gorzej. Trawa wydawała się przydługa, krzewy żyły własnym życiem, wykrzywiając swoje kończyny na wszystkie strony, a niewielki skalniak tuż obok zamkniętego garażu stał kompletnie zaniedbany. Już z daleka widać było rzędy jabłonek, dumnie prezentujących swoje błyszczące w słońcu owoce. Jako jedyne wyglądały na zadbane.

Powolnie wskoczył po drewnianych stopniach, doskakując energicznie do drzwi. Pomimo duszącej pogody miał w sobie nienaturalnie duże pokłady energii, jakby wypił cały dzbanek kawy popijany energetykiem.

Westchnął cicho pukając w drewniane drzwi. Chciał to mieć już z głowy, bo praktycznie w ogóle nie opłacało mu się tutaj przychodzić.

I tak nie dostanie sernika.

Odczekał chwilę i nie otrzymując odpowiedzi ponownie zastukał, również bez rezultatu, a dzwonka nie udało mu się wychwycić wzrokiem. Po wewnętrznej batalii wszelkich za i przeciw, delikatnie ujął metalową klamkę między palce, wyczuwając przyjemny chłód. Naparł na nią swoim ciężarem, wrota zaskrzypiały, a zamek ustąpił wpuszczając Jisunga do środka.

Niepewnie uchylił drzwi, zaglądając do wnętrza. Nie wypadało wchodzić do czyjegoś domu pod jego nieobecność. Chociaż, kto zostawiał otwarty dom gdzieś wychodząc? Z myślą, że zastanie kogoś w środku, przełożył nogę przez próg i niechlujnie skopał znoszone trampki, przemierzając korytarz w samych skarpetkach.

Od środka budynek w ogóle nie przypominał swojej zewnętrznej warstwy. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, iż był to przytulny, rodzinny domek, jednak bijący w środku chłód kompletnie odpędzał wyobrażenia ogniska domowego. Wnętrze utrzymano w typowo zimnych kolorach. Podłoga w przedpokoju została wyłożona kamieniem śliskim niczym szkło, dopiero w większym pomieszczeniu, pełniącym najpewniej rolę salonu, wyczuwało się pod stopami miękkie drewno. Ułożenie dolnego piętra było dość dziwne, na pewno niecodzienne. Kolumny ułożone po obu bokach oddzielały część salonową od przedpokoju. Zagłębiając się "korytarzem" przechodziło się do większego pomieszczenia.

– Jest tutaj kto? – zawołał słabo, rozglądając się dookoła.

Zatrzymał się w holu, czując na sobie ogrzewające promienie słońca. Samo wejście do środka obcego domu sprawiło, że z umierającego od ciepła Jisunga, zrobił się marznący i dygający z zimna Jisung. Ten dom był naprawdę dobrze chroniony przed ciepłem świata zewnętrznego, jedynie wielkie okna od strony sadu pozostawały bez zakrycia, oświetlając błyszczący kurzem czarny fortepian.

Han utkwił swój wzrok w instrumencie, który z dumą i gracją stał na niewysokim podwyższeniu, zachęcając do gry. Zbliżył się, przecierając palcem zaległy kurz na klapie chowającej śnieżnobiałe klawisze. Powoli ułożył palce, unosząc ją do góry.

Fortepian na dworze || minsungWhere stories live. Discover now