Rozdział XIX - 30 listopada

45 5 14
                                    

Adam

30 listopada

Mam słuchawki na uszach i z całych sił próbuję skupić się na trzymanym przeze mnie oburącz tekście. Na pomiętej już nieco kartce formatu A4, widnieje wydrukowany dość długi wiersz, którego przez weekend miałem nauczyć się na zajęcia z dykcji. Hałas panujący dookoła mnie, w klasie historycznej, jest jednak po prostu nie do zniesienia.

Trwa długa przerwa: dwadzieścia pięć minut kompletnej dziczy i chaosu. Jedni wyszli ze szkoły, na grupowego papierosa tudzież hotdoga z Żabki, inni czekają teraz pod sklepikiem szkolnym w kolejce, która długością zapewne dorównuje tym z czasów PRL-u.

Jeszcze inni tłoczą się po korytarzach, w klasach lub pod automatami z gorącymi napojami - zwykle sam należałem do jednej z tych grup. Dziś jednak mam za sobą weekend, podczas którego nawet nie spojrzałem w stronę swoich prac domowych: ani do jednej, ani do drugiej szkoły. Zamiast zająć się nauką, oglądałem na laptopie "Jak poznałem waszą matkę" i zamartwiałem się tym, co dzieje się ostatnio między mną a Tośką, co chwilę sprawdzając przy tym na telefonie, czy przypadkiem do mnie nie napisała...

Wszystkie zaległości próbuję nadrobić na bieżąco - podczas tych luźniejszych, mniej wymagających lekcji, na których nauczycieli nawet nie obchodzi to, że mam na ławce wyciągnięte podręczniki do pięciu różnych przedmiotów - i żaden nie jest tym, z którego mam obecnie zajęcia.

Gdy rozpoczęła się długa przerwa, również postanowiłem w całości wykorzystać ją na naukę. Kiedy udało mi się w końcu do swojej docelowej sali, usadowiłem się w jednej z tylnych ławek, plecami opierając się o ścianę, a obie nogi wykładając przed siebie na sąsiednim krześle (po części dla wygody, a po części po to, by nikt mnie nie zaczepiał). Planowałem spróbować nauczyć się w dwadzieścia pięć minut tego przeklętego tekstu, zadany mi przez mojego nauczyciela.

Nie dane było mi jednak spędzić tej przerwy w spokoju. Nie minęło bowiem nawet dziesięć minut (podczas których i tak nie mogłem się skupić, ponieważ grupka dziewczyn, która także została podczas przerwy w sali, co chwila wybuchała perlistym śmiechem) kiedy do sali weszła kolejna banda moich znajomych z klasy.

Od razu poczułem roznoszący się od nich na kilometr smród dymu papierosowego, któremu akompaniowały rechotliwe śmiechy oraz wiązanki przekleństw. Ja starałem się, rzecz jasna, ignorować ich i udawało mi się to do momentu, w którym nagle nie zobaczyłem, że jeden z chłopaków opada gwałtownie i ciężko na stojącą obok mnie ławkę.

– Naklicki! – mówi dziarsko na powitanie. – Stary, właśnie się zastanawialiśmy, gdzie cię wcięło!

Niechętnie zdejmuję słuchawki z głowy i spoglądam w górę na mojego rozmówcę.

– Siema – odpowiadam. – Sorry, zostałem w szkole, bo mam trochę zaległości z muzycznej – wyjaśniam i znacząco spoglądam na swój tekst na dykcję.

– A, racja! – mówi Sebastian przeciągle i z nadmiernym entuzjazmem. – Zapomnieliśmy przecież o tym, że z ciebie jest "Pan Artysta".

 Ironiczny ton jego głosu nie pozostawiał mi żadnych wątpliwości - dla Sebastiana bycie artystą bynajmniej nie było powodem do dumy.

Inny z jego kolegów zaczął drżącym falsetem śpiewać "O sole mio", wywołując tym samym salwę śmiechu wśród całej grupki.

– Tak, mniej więcej to właśnie robię – prycham ze śmiechem. – Ale tak jak mówię, mam trochę zaległości, bo w weekend kompletnie nic nie robiłem i muszę to teraz nadrobić, więc...

"Muzyka jest Kobietą"Where stories live. Discover now