Rozdiał XI - Camele

69 8 20
                                    

Mariola 

— Naprawdę stęskniłam się za Adelą — mówi Tośka, gdy obie stoimy już w kuchni i zmywamy razem naczynia. — Najlepsza nauczycielka, jaką kiedykolwiek miałyśmy, nie?

— Zdecydowanie — mówię, zajęta wycieraniem filiżanki w różyczki za pomocą ściereczki. Nie podnoszę nawet wzroku na Tośkę, choć wiem, że ona patrzy na mnie uparcie.

— Myślisz, że wróci niedługo do szkoły? — zagaduje mnie znowu, najwyraźniej niezniechęcona wcale.

Odpowiada jej cichy szmer gramofonu, dobiegający nas z pokoju dziennego. Ja wzruszam tylko ramionami i dalej zawzięcie wycieram filiżankę, choć jest ona już całkowicie sucha.

Tośka wzdycha cicho. 

Wszystko poszło dziś nie tak. Wizytę u Adeli planowałyśmy już od kilku tygodni i wprost nie mogłyśmy się jej doczekać, a koniec końców nic nie wyglądało tak, jak to sobie zaplanowałyśmy. Dotarłyśmy tu porządnie spóźnione, ja byłam zaspana i nie w humorze, a przy tym wyglądałam jak straszydło (czego ciocia, oczywiście, nie omieszkała mi wytknąć). 

Tola odzywała się jeszcze mniej, niż zazwyczaj, a i tak należała raczej do osób małomównych. Po czerwonych plamach, które występowały na jej policzki za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały, wnioskowałam, że było jej głupio za jej wcześniejsze zachowanie.

Atmosfera przy herbacie była więc nienaturalna i nerwowa, mimo pozorów, które wszystkie starałyśmy się zachować. Po naszej wcześniejszej prywatnej rozmowie, Adela nie odezwała się już ani słowem na temat mojej sprzeczki z Tośką i udawała, że nic takiego się nie dzieje, a ona sama nie widzi w naszym zachowaniu nic dziwnego.

Ja za to wciąż wbijałam wzrok w swój talerzyk z ciastkiem, bądź filiżankę z herbatą i zastanawiałam się: co do cholery poszło nie tak? Od kiedy ja i Tola kłócimy się na poważnie, od kiedy mogą podzielić nas tak bzdurne tematy, jak chłopcy i to, kto z kim spędza wieczór?

Od kiedy jest między nami ta dziwna ściana, o której istnieniu nie miałam pojęcia do dziś, do chwili, w której Tośka, stojąc w moim pokoju, spojrzała na mnie z ogromnym zawodem w oczach?

Prawda jest jednak taka, że doskonale wiem, w którym momencie to wszystko się zmieniło, a raczej kto się do tego przyczynił...

Szlag by go trafił.

***

Tośka

19 października

Długie przerwy w październiku pachną deszczem, hot-dogami z Żabki i zielonymi Camelami. Mają gorzki smak dymu papierosowego i energetyków, sączonych niespiesznie, z namaszczeniem pod szkolnymi murami. Słychać w nich piskliwe śmiechy pierwszoklasistek, odgłosy kłótni, a przede wszystkim rzucane dookoła, lekkie i swobodne"kurwy".

Wszystko to miesza się ze sobą w jeden wielki jazgot, który mnie przyprawia o ból głowy.

Stoję pod szkołą, oparta o pokryty rdzą płot, popijając spokojnie Monstera i drżąc na zimnie w swojej cienkiej kurtce. Mam słuchawki na uszach i za ich pomocą próbuję odciąć się jakoś mentalnie od tej rozwrzeszczanej dziczy dookoła mnie.

— Siema — mówi ktoś, a ja wyciągam z uszu słuchawki i patrzę przed siebie (a właściwie w górę). Przede mną stoi Damazy - chłopak z równoległej klasy, również nieszczęsny mat-fiziak, którego poznałam przypadkiem we wrześniu, na dodatkowych zajęciach przygotowujących do matury.

— O, w końcu — mówię, prostując się, zwijając byle jak słuchawki i wpychając je do kieszeni (i tak zaraz się poplączą).

— Sorry, w PSS-ie były straszne kolejki — tłumaczy się z przepraszającym uśmiechem. Damazy wygląda jak aniołek - ma jasne, wręcz popielate blond loczki, tworzące obrzydliwie słodką aureolkę dookoła jego twarzy, mnóstwo pieprzyków oraz jasnoniebieskie oczy i dziecięcy uśmiech. Pochyla się teraz nad swoim otwartym plecakiem i szuka w nim czegoś zawzięcie, a jego włosy podskakują przy tym śmiesznie. Mnie na ten widok chce się śmiać, ale ograniczam się jedynie do drwiącego uśmiechu. — Masz — mówi, wyciągając w końcu z plecaka grubą książkę i wręczając ją mi.

"Muzyka jest Kobietą"Where stories live. Discover now