Rozdział XV - ulewa

66 5 19
                                    

[Alert: dłuższy rozdział i trudne tematy]

Adam

13 listopada

— Mówiłam ci już kiedyś, jak bardzo, kurwa, nienawidzę zimna? — mamrocze pod nosem Tośka, gdy wbiegamy wreszcie do środka szkoły muzycznej, a ja zatrzaskuję za nami drzwi z niebywałą ulgą.

Na dworze szaleje pierwsza listopadowa ulewa; już od kilku godzin pada rzęsisty deszcz, któremu towarzyszy także nieprzyjemny lodowaty wiatr. Pech chciał, że właśnie dzisiaj ani ja, ani Tośka nie wzięliśmy ze sobą parasola (choć, prawdę mówiąc, na Tośkę nawet nie liczyłem; ona nigdy nie miała ze sobą takich praktycznych rzeczy, jak parasol). Przemokliśmy więc do suchej nitki i jestem niezwykle szczęśliwy, gdy w końcu wchodzę do szkoły, w której jest ciepło i sucho.

Idę za Tośką do szatni, po drodze zrzucając z siebie ociekający wodą płaszcz. Pod spodem mam na sobie golf, który niestety też jest już mokry.

— Chyba coś kiedyś wspominałaś... — odpowiadam Tośce mrukliwie, ponieważ nie bardzo cieszy mnie wizja siedzenia dzisiaj w szkole do wieczora w przemoczonych ubraniach.

Tośka wyskakuje błyskawicznie ze swojej mokrej kurtki, zadziwiająco celnym ruchem rzuca ją na wieszak i natychmiast przysuwa sobie pod szatniany parapet drewniane składane krzesełko. Stoi tutaj takich wiele - szatnia w naszej szkole stanowi bowiem, jak już zdążyłem się zorientować, główny punkt spotkań towarzystkich i nieustannie przesiadują tu całe grupy zmęczonych życiem uczniów starszych klas. Nie do końca wiem, skąd tutaj wzięły się te wszystkie krzesłka, ale zakładam, że jest to robota pań sprzątaczek, które opiekują się nami jak dobre wróżki.

 Tośka siada skulona na krześle i przytula się niezdarnie do kaloryfera.

— Kiedyś rzucę to wszystko w cholerę — mówi stanowczo. — Cały ten pierdolnik. I wyjadę do jakiegoś wspaniałego kraju, gdzie nigdy nie pada, a temperatura nie spada poniżej dziesięciu stopni. Może tam przestanę w końcu umierać z zimna.

— Jadę z tobą — odpowiadam bez wahania. 

Następnie podchodzę do Tośki, chwytam ją pod łokcie i podnoszę z krzesła, po czym sam na nie opadam, a ją sadzam sobie na kolanach. 

Ona spogląda na mnie trochę krzywo spod przylepionych do czoła mokrych strąków włosów.

— Hej! — mówi, a ja czuję, jak jej ciało lekko się napina. — Mogłeś sobie wziąć własne krzesło!

— Mogłem — odpowiadam, odgarniając jej trochę kosmyków z twarzy. — Ale od czego jest szatnia w muzycznej, jeśli nie od sekretnego obściskiwania się?

Tośka

Adam patrzy na mnie tak jak zwykle - ciepło, wesoło, z jakimś dziwnym, wręcz psim przywiązaniem w oczach...

To psie porównanie jest okropne i gdy tylko przychodzi mi do głowy, natychmiast robi mi się głupio. Adam przecież nie robi nic złego.

Jego uczuciowość, upodobanie do bliskości oraz kontaktu fizycznego, od samego początku wprawiało mnie w lekkie zakłopotanie. Myślałam jednak, że jest to tylko kwestia tego, że ja potrzebuję czasu, by się do tego przyzwyczaić. W końcu Adam jest nie tylko moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, ale także pierwszą osobą, która nie bała się, że znokautuję ją, kiedy tylko spróbuje mnie dotknąć.

Jednak, mimo upływu czasu, jego zachowanie i naprawdę niezwykła otwartość wciąż wywoływały u mnie dyskomfort. Doszłam wtedy do wniosku, że po prostu ja i Adam mamy inne sposoby wyrażania uczuć. A raczej: on lubi je wyrażać, a ja nie. 

"Muzyka jest Kobietą"Where stories live. Discover now