Rozdział XVIII - na dworcu

54 4 13
                                    

Tośka

Profesor Seweryn Ignacy Lipiński był, jeśli nie liczyć Mariolki, jedynym stałym elementem mojego życia - bez względu na to, co mogło się dziać. Cała moja rodzina była już nie raz przewrócona do góry nogami, ja chwilami kompletnie nie radziłam sobie ze swoim życiem: zmieniałam szkoły, kłóciłam się z Mariolą - ale on zawsze zostawał. Czekał na mnie dwa razy w tygodniu w sali numer sto jedenaście, za swoim biurkiem z ciemnego drewna, z kubkiem bardzo mocnej kawy w dłoni.

Jeśli nie liczyć Mamy (w czasach, kiedy byłam jeszcze zbyt mała, żeby zapisać mnie do jakiejkolwiek szkoły), pan Seweryn był także moim jedynym nauczycielem fortepianu. Znał mnie  od urodzenia - Mama też była kiedyś dawno jego uczennicą i nigdy nie utracili ze sobą kontaktu; nawet gdy ona skończyła już szkołę, wyjechała na studia, a potem wyszła za mojego ojca. Odwiedzał regularnie nasz poprzedni dom, najpierw, gdy urodził się Mundi, potem ja. W jednym z niewielu albumów ze zdjęciami, które nadal mam, jest nawet zdjęcie, na którym mój obecny nauczyciel trzyma mnie na rękach, siedząc przy fortepianie, który stał w naszym salonie.

Uczyłam się u niego od samego początku, od pierwszej klasy pierwszego stopnia. Niektórzy mówili, że nie wyjdzie mi to na dobre, bo za bardzo się do niego przywiążę i przyzwyczaję, przez co w przyszłości trudniej będzie mi nawiązać zdrową współpracę z innym profesorem, gdy już wyjadę na studia.

Sytuacja miała się jednak tak, że bez Seweryna Ignacego Lipińskiego tak naprawdę nigdy nie zostałabym pianistką. Nikt, tak jak on, nie rozumiał tego, że fortepian stał się dla mnie formą przeklętej i niechcianej terapii. Że choć mam z Muzyką pełno okropnych wspomnień z powodu Mamy, tylko poprzez grę jestem w stanie przynajmniej w jakimś minimalnym stopniu radzić sobie z własnymi popieprzonymi emocjami.

Bez jego ciągłej opieki, wyrozumiałości, ale jednoczesnej determinacji, by wykorzystać maksimum mojego potencjału i talentu, prawdopodobnie nigdy nie uwierzyłabym w siebie. Nie poczułabym faktycznych chęci i ambicji by grać - i by grać coraz lepiej.

Seweryn Ignacy Lipiński przyjął pod swoje skrzydła małą dziewczynkę, która do fortepianu podchodziła niemal ze śmiertelną powagą, którą nauczono, że bycie perfekcyjną to jedyna ścieżka - przyszłość pianistki była przesądzona mi, jeszcze zanim się urodziłam. Od lat pomaga mi radzić sobie z moim niezdrowym perfekcjonizmem (choć skutki tego są wciąż dość marne) i przypomina mi, że pomyłki i błędy są naturalną, a przede wszystkim nieuniknioną rzeczą.  

Nauczył mnie na nowo kochać Muzykę, dostrzegać jej piękno oraz czystość, ale także pokazał mi, że czynnikiem, który jest najważniejszy przy grze przed publicznością, jest moje własne nastawienie i to jak podejdę do takiego występu.

Seweryn Ignacy Lipiński był osobą, której w kwestii Muzyki i fortepianu, zawdzięczałam znacznie więcej, niż Mamie.

***

Adam

Tośka już drugi dzień jest w Warszawie. 

Wymieniliśmy ze sobą kilka wiadomości, a dzisiaj rano zadzwoniłem do niej w drodze do szkoły, żeby poczuć się tak, jakbyśmy jechali razem autobusem - jak co rano. Ale dzisiaj odbywa się drugi etap konkursu i Tośka całą rozmowę była bardzo rozproszona, ponieważ akurat szykowała się do wyjścia, w dodatku w strasznych nerwach.

Piszę więc do niej teraz, na matematyce, trzymając telefon po ławką.

"Powodzenia, na pewno wygrasz! <3 <3 <3"

Tośka dodaje do mojej wiadomości emotikonę w kształcie serca, ale nie odpisuje nic więcej.

***

&quot;Muzyka jest Kobietą&quot;Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon