Rozdział VI - Temida

114 10 35
                                    

Tośka

trzy miesiące później

W pokoju jest ciemno, a ja leżę na łóżku skulona, z kolanami podciągniętymi pod samą brodę. 

Telefon, który trzymam dłoni, razi mnie swoim jaskrawym, niebieskawym światłem w i tak już podrażnione od płaczu oczy. Przesuwam powoli palcem po jego ekranie, przekopując się przez zdjęcia na moim prywatnym instagramie, a konkretniej przed posty sprzed kilku miesięcy.

Natrafiam na tonę zwyczajnych, ładnych kadrów ze szkoły, bądź z moich samotnych spacerów po starówce oraz na fotografie z przeróżnych koncertów, kilka głupkowatych zdjęć, za którymi kryje się długa i skomplikowana historia. Uparcie omijam wszystkie te, na których jestem z Mariolką, a tych jak na złość jest najwięcej...

W końcu docieram do zdjęcia, którego szukałam.

Przymykam na moment powieki, czując, jak moje oczy znowu wypełniają się łzami.

"Kurwa."

Wyglądam na nim tak ślicznie, że ledwo jestem w stanie się rozpoznać. Czuję się, jakby z ekranu mojego własnego telefonu spoglądała na mnie zupełnie obca twarz.

Mam na sobie szary golf w prążki, czarną skórzaną kurtkę ze srebrnymi dżetami, spodnie z czarnego dżinsu i czarne glany. Mam wyjątkowo staranny makijaż i fryzurę. Moje włosy, zwykle przedstawiające obraz kompletnej nędzy i rozpaczy, ten jeden raz wyglądały porządnie - choć nadal pozostawały w nieładzie, na tym zdjęciu nieład ten wydaje się być nieco bardziej intencjonalny. 

Uśmiecham się do kamery, trochę niepewnie, trochę ironicznie, co w efekcie sprawia, że wyglądam całkiem sympatycznie. Adam jedną ręką obejmuje mnie w pasie i przytula do siebie, a drugą robi nam to zdjęcie.

Ma policzki jeszcze bardziej rumiane niż zwykle, a ciemnoblond włosy - rozwichrzone przez wiatr. Ubrany jest w ciemnozielony golf, podkreślający kolor jego roześmianych oczu oraz cienki beżowy płaszcz. Wygląda jak zawsze wesoło, ciepło i pogodnie, choć na jego twarzy wyraźnie da się dostrzec delikatny stres, wymieszany z podekscytowaniem.

Zdjęcie to zrobiliśmy sobie na naszej pierwszej randce, podczas spaceru w parku. Dzień powoli się już kończył i tłem dla naszych uśmiechniętych twarzy jest różowiące się za nami niebo oraz barwne korony parkowych drzew.

Powoli przejeżdżam palcem po tym zdjęciu. Wyglądamy na nim tak niewinnie, oboje uśmiechnięci, wręcz promieniujący szczęściem i podekscytowaniem.

"Ale świetnie razem wyglądacie", "No, no, dobrana z was para" mówiły komentarze, pozostawione pod zdjęciem przez koleżankę z klasy z muzycznej oraz mojego brata. Faktycznie, sprawialiśmy tu wrażenie idealnej pary, niczym z jakiegoś tandetnego filmu.

Nie, tandetny to nie było odpowiednie słowo. Adam nie jest tandetny. Jest czuły, wyrozumiały i cierpliwy, a każda spędzona z nim sekunda oznacza bezpieczeństwo i spokój. Bije od niego miłość i troskliwość; dokładnie te rzeczy, które mnie sprawiają trudność i chyba właśnie dlatego tak bardzo się do nich garnę.

Myślę o tym, jak uspokajająco działa na mnie jego obecność. Takiego kogoś nie znajdę już prawdopodobnie nigdy. Żaden chłopak nie będzie w stanie zapewnić mi takiego poczucia bezpieczeństwa, jak Adam.

Przymykam znów oczy, czując, jak moje własne myśli coraz bardziej mnie przytłaczają. Przez warstwę żalu, niepewności i tęsknoty przebija się jedna, najważniejsza, najbardziej zajmująca mnie teraz myśl:

"Czy warto będzie z tego zrezygnować?"

***

Mariolka

"Muzyka jest Kobietą"Where stories live. Discover now