Rozdział 34

292 10 0
                                    

Mężczyzna otworzył białe drzwi i zaprosił do jednej z sypialni. Odłożył moją torbę na łóżko. Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu. Wszystko było utrzymane w beżowo- złotych kolorach i dodatkach.

-Możesz zostać tu nawet tydzień.- powiedział.- Czuj się, jak u siebie.- uśmiechnął się miło.

-Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech.

Gdy opuścił pokój, wyciągnęłam z torby ładowarkę i od razu  podłączyłam telefon do ładowania. Ostatnie dwa procent trzymało się przez pół godziny, ale sądzę, że dłużej by nie dało rady. 

Usiadłam na łóżku, wpatrując się w wielkie drzwi prowadzące na balkon. Było wyjątkowo gwieździste niebo, które mogłam oglądać z łóżka. Ściągnęłam kaptur z głowy, wzdychając. Po chwili jednak wstałam i wyszłam na zewnątrz. 

Oparłam się o barierki, patrząc na piękny widok miasta. Było późno, lecz większość Malibu było oświetlone. Zajrzałam w dół. Byłam na drugim piętrze, przez co zakręciło mi się w głowie. Popatrzyłam w lewo, gdzie znajdował się kolejny balkon. Światło z pokoju przebijało się na zewnątrz, a drzwi były otwarte. Zasłony wywiewało na zewnątrz. Przez małą chwilę zastanawiałam się czyi to mógł być balkon, ale po chwili się przekonałam.

Zobaczyłam chłopaka z papierosem w ustach. Odpalił go i wypuścił dym z ust. Jedną rękę miał w kieszeni, a druga trzymała używkę. Patrzył przed siebie. Oparłam się bokiem, patrząc na niego. 

-Wyrzucili cię z hotelu czy co?- Zapytał nagle, na co wzdrygnęłam.

-Nie.- odpowiedziałam.

-To co tu robisz?- zapytał, wciąż na mnie nie patrząc.

-Twój tata uratował mnie przed pożarciem.- zironizowałam.- I stwierdził, że tu będzie bezpieczniej. 

Prychnął śmiechem, zaciągając się fajką. 

-Jak mnie tu nie chcesz, to nie musimy się spotykać na korytarzach.- powiedziałam.

W końcu na mnie spojrzał. Odwrócił się na pięcie, przeszywając mnie wzrokiem.

-A kto tak powiedział?- zapytał.

-Po twoim zachowaniu mogę się domyślić, że jednak nie chcesz się ze mną spotykać.- wzruszyłam ramionami.

Westchnął i wszedł do pokoju, zmykając za sobą drzwi. Przewróciłam oczami i zrobiłam to samo. Zrzuciłam swoją torbę na podłogę. Wyciągnęłam spodenki i koszulkę do spania. Szybko się przebrałam. 

Kilka rzeczy wyciągnęłam do szafy, lecz nie wszystko. Raczej nie planuje zostać tu na dłużej niż parę dni, a Guen powinien odpuścić za niedługo. Mam nadzieję. 

Nagle drzwi od pokoju się otworzyły, a do środka wszedł Rafe. Zamknął je z sobą, patrząc na mnie. Zerknęłam na niego. Miał czarne spodnie na sobie, białą, lekko rozpiętą, koszulę i seksownie roztrzepane włosy. A ja wyglądałam, jak menel. 

-Ja zawsze chętnie się z tobą zobaczę.- powiedział. 

Skinęłam głową, wracając do torby, szukając kilku kosmetyków. Nagle poczułam jego ciepłe dłonie na moich biodrach, przez co się od razu wyprostowałam. 

-Po kolacji nie byłabym tego taka pewna.- powiedziałam, odsuwając się. 

Zmarszczył  brwi, patrząc na mnie.

-Byłem jedynie wkurwiony.- wzruszył ramionami.

-I mnie tam nie chciałeś.- dokończyłam za niego. 

Parsknął śmiechem. 

-Widzę, że lubisz ckliwe rozmowy.- zaśmiał się.

Ja cały czas byłam poważna. 

-Posłuchaj...- zaczął, lecz mu przerwałam.

-To ty lepiej posłuchaj, Rafe. Wiem, że wchodzenie z tobą w jakiekolwiek miłe relacje jest na dziewięćdziesiąt dziewięć procent prawie niemożliwe, ale, głupia ja, uwierzyłam w ten jeden, ostatni procent, ale ty musiałeś to zjebać. Prawie się dogadaliśmy!- krzyknęłam.- Nie mam zamiaru być z tobą w relacji Friends With Benefits, bo mnie to nie kręci. Jeśli miałeś zamiar tylko mnie wykorzystać i skrzywdzić, to brawo, udało się!  Nie chce się bawić, jak w piaskownicy, dobrze? Nie mam na to siły.

Rafe patrzył na mnie ze zmrużonymi oczami, lecz nic nie mówił.

-Jeśli możesz, to po prostu wyjdź.- powiedziałam, zrzucając z niego wzrok. 

Patrzył przez chwilę na mnie z mocno zaciśniętą szczęką. Wydawało się, jakby miał zaraz coś dodać, bo powietrze było tak gęste, że można by je ciąć nożem, lecz nic nie powiedział i po prostu wyszedł.

VACATION IN MALIBUWhere stories live. Discover now