Rozdział 9

179 11 2
                                    

Obudziłam się dosyć późno z ogromny bólem głowy. Przejechałam dłonią po miejscu obok siebie lecz nikogo już tam nie było. Najwidoczniej Pan Toretto musiał sobie pójść.
Zsunęłam się niechętnie z łóżka po czym narzuciłam na siebie dresy i wyszłam z pokoju o dziwo w bardzo dobrym humorze.
Nie trwało to jednak zbyt długo.

- Dom naprawdę staram się Ciebie zrozumieć ale to trwa już za długo - warknął Brian. - Tak dalej być nie może - dodał. - Pomogłeś jej jak mogłeś, już wystarczy. Zrobiłeś wystarczająco dużo. Za dużo.

- Zamknij się Brian, przestań - warknął ostro Dominic patrząc na blondyna. - Daruj sobie to całe kazanie - wziął bardzo głęboki wdech.
- Staram się jej pomóc jak mogę, zależy mi na niej kurwa mać - uderzył pięścią w stół.

Nie miałam ochoty tego więcej słuchać. W tym momencie czułam straszne wyrzuty sumienia. W miarę swoich możliwość szybkim krokiem zeszłam ze schodów.

- Spakuję się i już więcej mnie nie zobaczycie - oznajmiłam nagle z powagą i wlepiłam wzrok w podłogę. Bardzo chciałam spojrzeć na Dom'a lecz nie mogłam. Coś mnie blokowało.

- Świetnie - odrzekł Brian zirytowany tą całą sytuacją. - Jeszcze zanim odejdziesz powiesz kim tak naprawdę jesteś Mary - posłał mi sarkastyczny uśmiech.

Kątem oka dostrzegłam jak Dominic cały się gotuje, zacisnął swoją masywną dłoń i podszedł w moją stronę. Mój oddech na chwilę całkowicie się zatrzymał a ja nie wiedziałam czego się spodziewać.

- Spakuj się Mary, czekam w aucie - powiedział łagodnie Toretto a ja tylko przytaknęła, nieznacznie głową.

***
Po niecałych dziesięciu minutach wsiadłam do auta Dominica. Bardzo się stresowałam. Cholernie chciałam mu powiedzieć prawdę aczkolwiek nie mogłam. Musiałam nadal w to brnąć. Nie chciałabym aby cokolwiek mu się stało.

- A więc... - zaczęłam niepewnie bawiąc się palcami u ręki.

- Jedziemy na komisariat - wtrącił nagle Dom, a ja kolejny raz podczas tego dnia zapomniałam jak się oddycha.
- Skoro sama nie powiesz prawdy, policjanci się tym zajmą - zacisnął dłonie na kierownicy i przyśpieszył.

- Mówiłam Ci, nie możemy tam jechać - warknęłam wyraźnie poddenerwowana.
- Zawróć - rozkazałam lecz on nie słuchał, dalej jechał przed siebie.
- Zawróć do cholery jasnej - warknęłam zirytowana i wbiłam w niego wzrok.

- Tylko wtedy jak powiesz prawdę - mruknął spokojnie. - Kim jesteś? Dlaczego uciekasz przed glinami? I do cholery jasnej wiem, że nie jesteś jebaną Mary Davis - ostatnie zdanie wykrzyczał a ja przymknęłam oczy.

- Wszystko ci powiem słowo ale zatrzymaj się gdzieś, gdziekolwiek - powiedziałam słabo i głośno przełknęłam ślinę, która z trudem przeszła przez moje gardło

Zapowiada się cholernie długi dzień - pomyślałam

Ride or Die?Where stories live. Discover now