|12|

83 14 1
                                    

Podróżowaliśmy tygodniami i miesiącami. Oczywiście nie obeszło się bez żadnych konfrontacji z wrogimi ninja, lecz wciąż nie natrafiliśmy na żaden trop naszych poszukiwań. Akatsuki nie pozostawiało po sobie ani jednego śladu, więc nawet nasze znakomite umiejętności tropienia były na nic. Pozostawało nam jedynie pytanie ludzi czy i kiedy widzieli dwóch typów z czarnymi płaszczami w czerwone chmury. I w ten sposób po tym czasie, w końcu szliśmy jakimś w miarę pewnym tropem. Z opisu ludzi wynikało, że jest to jakiś popapraniec z dziwaczną kosą oraz człowiek zombie, czy coś w tym stylu.

Przechodziliśmy przez pewną małą wioskę, gdy oboje spostrzegliśmy że jesteśmy śledzeni. Zerkając na siebie dyskretnie, bez pośpiechu wycofaliśmy się z dala od wioski, by nie powodować niepotrzebnych strat w cywilach, ani nie przyciągnąć uwagi. Wyszliśmy na odsłoniętą przestrzeń, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jesteśmy otoczeni przez grupę około dwudziestu ANBU mgły. 

Shisui założył na twarz maskę z jednym otworem na oko, po czym zdjął kaptur, tak jak robił przed każdą walką. Zakładał ją odkąd mu ją zrobiłam by walczyło mu się wygodniej niż z kapturem i była mniejsza szansa, że spadnie. Jego tożsamość dalej była nieznana, mimo że po świecie już rozeszła się wiadomość, że nie podróżuję już sama. Maska była z drewna dębowego o motywie lisa bez oka, co znakomicie odzwierciedlało Shisui'ego, czyli sprytny, zwinny i doświadczony. Podążając za jego przykładem również zdjęłam kaptur, lecz odsłaniając moją twarz z zadziornym uśmiechem. Byłam podekscytowana, ponieważ już przez jakiś czas nie walczyliśmy i czułam się lekko odrętwiała.   

Za jednym skinieniem głową oboje poszliśmy w bój. W ciągu wielu wspólnych walk bardzo rozwinęliśmy naszą pracę zespołową, przez co byliśmy parą wprost nie do pokonania. Bez sensu było zajmowanie się każdy swoim przeciwnikiem, kiedy mogliśmy pokonać wszystkich razem, osłaniając się nawzajem. Nie żebyśmy nie mogli tego zrobić indywidualnie, ale w ten sposób  wykończenie wszystkich szło dwa razy szybciej. I tym razem walka poszła nam sprawnie, nie było nawet potrzeby aktywować sharingana. 

Lecz to nie był jeszcze czas na spuszczenie czujności. W pobliżu wyczuliśmy dwie potężne czakry zbliżające się do nas. Musieli obserwować naszą walkę z daleka. Gdy podeszli bliżej można było zobaczyć rzucające się w oczy czarne płaszcze w czerwone chmury. Mieli taki sam wygląd jak z opisu ludzi. Pierwszy, wysoki mężczyzna z potrójną, czerwoną kosą, o jasnych oczach i szarych włosach zaczesanych do tyłu. Wyglądał na zawsze zadowolonego z siebie, wkurzającego dupka. Drugi miał ciemną, wysuszoną skórę i charakterystyczne zielone oczy i czerwone białka. Ten z kolei wyglądał na wiecznie niezadowolonego i egoistycznego.

Zatrzymali się pięć metrów przed nami. Siwowłosy zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu z uśmieszkiem. Wystawiłam mu środkowy palec, przez co się poszerzył.

-Lubię ją. - powiedział po prostu, przez co prychnęłam. - Czy chcesz dołączyć do religii Jashina i zabijać ludzi na jego cześć i dla przyjemności?

-Ehh?!

Zanim mężczyzna zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, głos zabrał zielonooki.

-Czy to Uchiha Shoi?

-We własnej osobie. W czym mogę pomóc? - odpowiedziałam zarozumiałym głosem.

-Akatsuki jest tobą zainteresowane. Potrzebujemy w naszych szeregach takich ludzi jak ty. - odpowiedział wprost, nie owijając w bawełnę.

-Cóż w takim razie, może porozmawiamy na spokojnie przy butelce sake? - zaproponowałam.

- To mi się podoba! Chodźmy, widziałem całkiem porządny bar w wiosce!- powiedział siwowłosy po czym od razu się odwrócił idąc z powrotem w stronę wioski, a drugi mężczyzna tylko skinął głową i ruszył za nim.

|Ano Baka!|Where stories live. Discover now