|9|

138 18 15
                                    

Od masakry Uchiha minęły cztery lata. Przez ten czas dosyć się zmieniłam. Moje włosy stały się o wiele dłuższe, moja twarz spoważniała, a moje ciało było znacznie dojrzalsze i silniejsze fizycznie. Przez ten czas żyłam w samotności, wykonując misję od hokage jako wędrowny shinobi. Z Itachim widziałam się ostatni raz od razu po masakrze Uchiha. To było ciężkie porzegnanie, ale rozdzieliliśmy się z myślą, że kiedyś, jeśli los na to pozwoli, znowu się spotkamy.

To był trudny czas, ale przyzwyczaiłam się do życia w samotności. Dni mijały szybko. Najgorzej było w momentach, gdy musiałam sobie sama radzić z ciężką raną. Nie raz prawie bym zginęła od głębokich ran lub złamanych kończyn, bez natychmiastowego leczenia.

Moja misja była już praktycznie wykonana, ponieważ namierzyłam mnóstwo kryjówek Orochimaru, podróżując po całym świecie. Nadal tułałam się po nie odwiedzonych jeszcze miejscach, chcąc mieć jeszcze, trochę luzu zanim zdam raport hokage i da mi następną misję. A tak właściwie to miałam przed tym jeszcze jeden, ostatni, własny cel. Nadal musiałam odnaleźć Shisui'ego. Nie wiem, czy miałam tekie cholerne szczęście, że zwiedzając wszystkie kraje wciąż go nie spotkałam, czy może po prostu on już nie żyje. Tej ostatniej myśli wolałam do siebie nie dopuszczać, ale zawsze pojawiały się wątpliwości. Myślałam nawet, że może już o mnie zapomniał, bo prawdę mówiąc, nie znaliśmy się długo, a przez ten czas słabo się z nim dogadywałam, więc pomyślałam, że może po prostu nie byłam dla niego godna zapamiętania. Jednak pewnego dnia moje wątpliwości zostały całkowicie rozwiane.

To było rok temu, gdy najzwyczajniej w świecie, szłam ścieżką leśną, mój wzrok nagle przyciągnęło jedno drzewo, a dokładniej ledwo widoczny znak na nim. Podchodząc bliżej przyjrzałam się temu dokładniej. W jednym miejscu kora była zdrapana, a w środku został wyryty księżyc oświetlający trzy kwiaty. Niby nic wielkiego, ale gdy dłużej na to popatrzyłam, coś mi się przypomniało. To była ta piękna noc w przeddzień odejścia Shisui'ego. Księżyc oświetlający polane wypełnioną kwiatami, które kwitły tylko w pełnię i przybierały purpurowy kolor od światła księżyca, a po środku polany my, z uśmiechami po same uszy, opowiadający sobie historie i dowcipy. To było najpiękniejsze wspomnienie, które miałam z Shisuim. To był znak od niego dla mnie, z myślą tylko o mnie. Patrząc na to łzy szczęścia, stanęły mi w oczach, a na ustach pojawił się czuły uśmiech.

Po tym próbowałam podążać tropem tych znaków ale pojawiały się rzadko i nieregularnie, miejsca w których je znajdywałam kompletnie nie miały ze sobą nic wspólnego i Shisui zapewne zrobił tak z ostrożności. Przez następny rok, znaki od niego znalazłam na mojej drodze, jeszcze w pieciu miejscach i pod każdym ustawiałam pieczęcie. Najnowszy, który widziałam miał na moje wyszkolone oko, do dwóch miesięcy, a poprzedni około pięć. Byłam już blisko. Ponad to, między wszystkimi znakami znalazłam zależność. Shisui co około trzy miesiące robił znak i jedynie to mogło mnie do niego podprowadzić. Tylko zbytnio nie wiedziałam w którą stronę się kierować. Co prawda miałam świetne zdolności tropiące, ale Shisui również, więc dobrze wiedział jak działa tropiciel i umiał się świetnie ukryć i zabezpieczyć. On sam nie mógł ryzykować, nadal ktoś mógł go ścigać, lub przez ten czas już narobił sobie wrogów. Ale to tylko myśl, Shisui raczej by nie był na tyle głupi, by wpakować się w kłopoty. Miał jak najbardziej pozostać w cieniu, nawet jeśli wszyscy myślą, że nie żyje.

Mi natomiast ukrywanie się w cieniu nie wychodziło zbyt dobrze, albo naprawdę mam takiego pecha. Zawsze zwracałam na siebie niepotrzebną uwagę. Może nie gdy tylko przechadzałam się po ulicach wiosek, ukryta pod czarną peleryną, ale gdy wkurzali mnie ludzie. Czasem jak dorabiałam sobie u jakichś rolników, rybaków czy cokolwiek, to czesto mieli do mnie o coś problem. Bez wchodzenia w szczegóły, najpierw się na mnie wydzierali, potem ja wydzierałam się na nich, potem byli wielce oburzeni, po tym dostawali w mordę, czasem aż za mocno i albo ktoś to zobaczył i wezwał shinobi będących w pobliżu, albo shinobi sami się zjawiali.

|Ano Baka!|Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu