19 (Szczęście ma nazwisko)

Start from the beginning
                                    

— Bardzo dziękuję — burknęłam równie przyjemnym tonem.

Pani Miriam spojrzała z ukosa na sekretarkę. Ta sięgnęła do szafki za sobą i rozległ się dźwięk wysuwanej szuflady. Położyła na blacie plik kopert.

— Zaadresuj i zanieś na pocztę — nakazała mi. — Dane są w środku. Przyślij Connora.

Podeszłam do niej, wzięłam koperty i zerknęłam na szefową. Machnęła ręką, wyganiając mnie z gabinetu. Niemal z niego wybiegłam.

— Connor, wołają cię — oznajmiłam i popędziłam na dół.

Słyszałam za sobą pytania „Jak było?", ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jeszcze nie przetrawiłam tego, że pani Miriam oskarżyła mnie o zdobycie pracy poprzez łóżko. Ba, wręcz sugerowała prostytucję!

Ochłonęłam w toalecie, a później poszłam do mojego boksu. Wtedy zobaczyłam, że Bella pakuje swoje rzeczy do kartonu. Victoria i Connor stali obok niej i pocieszali ją, ale widać było, że jest im bardzo przykro.

— Co się stało? — zapytałam smutno.

— Zwolniła mnie — odparła Bella ściśniętym głosem; Powstrzymywała płacz. — Ktoś z colege'u zdradził jej moje wyniki, dwa były słabe i nazwała mnie idiotką.

— Co? Jak to? Czemu ktoś tak zrobił?

— Bo dzwoniła do naszych szkół. Przeszpiegowała nas wszystkich.

Victoria pochyliła się w moją stronę i zapytała ze współczuciem:

— Ciebie też zwolniła?

— Nie, zdegradowała. A was?

— Nie. Ja i Connor byliśmy tam tylko przez parę sekund. Chwaliła nas.

Bella nagle przestała się pakować i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, wyraźnie oburzona.

— Nie zwolniła ciebie? — zapytała z niedowierzaniem. — Zwolniła cztery osoby, które są po uniwersytecie albo się jeszcze szkolą, ale ciebie zostawiła, mimo że nie ukończyłaś choćby collegue?

— To szczęściara — wtrącił Connor. — Przecież już dawno mówiła, że ma fart w życiu.

Stanęła mi gula w gardle. Zakłopotana usiadłam na fotelu i zajęłam się zaadresowaniem pierwszej koperty. Towarzyszyła mi przy tym myśl, że nie zasługiwałam na pracę w tej kancelarii. Bella była dużo bardziej doświadczona i obyta. Gdyby nie mój wujek, to ja wyprzedziłabym ją w drzwiach wyjściowych. Momentalnie zwątpiłam w to, że mówił prawdę, gdy rozważałam propozycję pana Wooda. Jego nazwisko robiło większe wrażenie niż się spodziewałam.

Bella zaprotestowała przeciw pożegnalnym objęciom i bez słowa opuściła kancelarię. Było mi bardzo przykro. Lubiłam ją najbardziej ze wszystkich, pomijając dziewczynę od kawy, która odeszła miesiąc po moim zatrudnieniu. Bella chodziła czasami na koncerty saksofonowe, tak jak ja, i ceniłam sobie, że mogę z kimś o nich porozmawiać. Miałam nadzieję, że będziemy kontynuować naszą znajomość, gdy przywyknie do swojej nowej codzienności.

Kwadrans po odejściu Belli do naszego open space zajrzała pani Miriam. Poobserwowała nas w milczeniu, a my udawaliśmy, że sumiennie pracujemy.

— Wychodzę i wrócę po południu — ogłosiła sucho. — Jones, pamiętaj, żeby pozdrowić od nas twojego wujka, Malcolma Blake.

I wyszła.

Zapadła cisza jak makiem zasiał. Ucichł każdy szmer i wydawało się, że nawet klimatyzacja przestała wydawać dźwięki. Wlepiłam zawstydzony wzrok w kopertę w mojej dłoni, ale czułam na sobie spojrzenia współpracowników. Nawet ci, którzy zasadniczo nie mogli mnie widzieć przez ściany boksu, przebijali się spojrzeniami przez plastik.

— Malcolm Blake? — zapytała po chwili Victoria, zaglądając do mnie. — Ten, który na ostatniej prostej wycofał swoją kandydaturę do Rady Miasta, mimo że wygrywał w swoim okręgu? Ten, który sponsoruje tu wszystkie duże wydarzenia społeczne? Producent instalacji do samochodów?

— Produkuje różne rzeczy w różnych miejscach — bąknęłam.

— Wow, Kathy, Kathy, Kathy — zabrał głos Connor. — Kiedy mówiłaś, że masz szczęście, nie wiedziałem, że ono ma nazwisko.

Po pomieszczeniu rozszedł się zdegustowany pomruk.

— Ja i mój wujek nie jesteśmy blisko — powiedziałam cicho i zgarbiłam się nad biurkiem.

Przez moment słyszałam szepty i prychnięcia, a potem każdy wrócił do swoich obowiązków. Tego dnia do końca pracy unikałam rozmów z kimkolwiek. Nie było to trudne, bo inni unikali mnie i obgadywali po kątach. Nawet Connor i Victoria, po których spodziewałabym się jakiejś wyrozumiałości, skoro łączyła nas zażyłość bardziej koleżeńska niż zawodowa.

W domu wyłączyłam mózg i oglądałam mechanicznie serial za serialem. Potrzebowałam przerwy od rozterek dotyczących zeszłego tygodnia i nie chciałam się dodatkowo zadręczać kwasem z pracy. Dość skutecznie odcinałam się od rzeczywistości, z wyjątkiem utraty koncentracji podczas kilkusekundowej awarii Internetu, przy której przez głowę śmignęła mi myśl „Jeszcze dwa dni".

We wtorek rano, po przebudzeniu, od razu odtworzyłam w głowie przepowiednię wróżbitki. Próbowałam tego nie robić, ale brakowało mi energii do zachowania skupienia. Starałam się jednak kontrolować kierunek, w jakim zmierzały moje myśli. Wiedziałam, że kobieta nie mogła przypuszczać, że pojutrze zobaczę Damona i tłumaczyłam sobie, że nie warto się przejmować słowami tej oszustki.

Mimo to podświadomie odliczałam czas do środy.

~* * * ⁂* * * ~

She wanna be a GOOD GIRLWhere stories live. Discover now